Ups, już piszę.
To był normalny jesienny dzień, odkąd uciekłyśmy z watahy. Mam trochę
wyrzuty sumienia z tego powodu, ale wiem, że zostając nie pomogłabym
watasze, a moja siostra Minette by z ginęła. Wszyscy byśmy zginęli.
- Minette, pójdę coś upolować, a ty... - zawsze miałam ten problem. Mi
jest młoda i nie nadaje się do polowania, a nie chcę, żeby poczuła się
niepotrzebna. - A ty... Poszukaj jakichś jadalnych roślin.
Minette obojętnie skinęła głową. Odeszłam kawałek i rozejrzałam się za
śladami zwierzyny. Jest. Świeże odciski kopyt. Przeszłam kawałek, ale
leżące na ziemi liście od razu by mnie zdradziły, więc wzbiłam się w
powietrze. Poleciałam jeszcze kawałek i zobaczyłam małego jelonka na
polanie. Może się zgubił. Nie za bardzo mnie to obchodziło. Skoczyłam na
niego i zatopiłam zęby w jego gardle. Po chwilce nie żył. Chwyciłam go w
zęby i uniosłam się ponad drzewa. Miałam stąd bardzo dobry widok.
Doleciała do miejsca, gdzie zostawiłam Minette. Rozejrzałam się. Nie ma.
Wylądowałam na ziemi, zostawiłam jelonka i przeczesałam najbliższy
teren. Nic. Ani jednego śladu.
Ponownie wzleciałam ponad drzewa i rozglądałam się. Nadal jej nie
widziałam. Patrzyłam tylko na ziemię, ale nigdzie nie widziałam mojej
siostry. Zauważyłam tylko czarnego i czerwonego wilka, ale oni mnie nie
interesowali.
Nagle poczułam ból w lewym skrzydle i przestałam nimi latać. Tracąc
wysokość, zdałam sobie sprawę, co się stało. Aris. Paskudne stworzenia,
atakujące wszystko co lata, ale bardzo rzadkie. Widocznie mnie ugryzły.
Nie jest to bezpośrednio niebezpieczne, powoduje paraliż jednego
skrzydła, ale drugie wciąż jest sprawne. Dobrze, że był tylko jeden.
Rozłożyłam drugie skrzydło i spowolniłam lot. Zakołowałam i wylądowałam
przed tymi dwoma wilkami, właściwie były to wilczyce. Gapiły się na mnie
szeroko otwartymi oczami.
- Aris - powiedziałam. - Paskudztwo. Nieważne. Nie wiedziałyście może
młodej, żółtej wilczycy z czarnym pyszczkiem? Szukam jej. To moja
siostra.
- Yyy...Nie. - powiedziała ta czarna. - Właściwie to... Skąd ty jesteś?
Spojrzałam na nią podejrzliwie. Żartuje? Chociaż właściwie pewnie przebyłam dużą odległość.
- Z... daleka. - odparłam.
<Vitani lub Skayres, bo to one były>