-Powiesz prawdę? Skąd wziął się ten stół?
Chciałem znów się zająknąć,ale utrzymałem luz. Może i jestem naiwny,lecz prawdomówny i odpowiedzialny. Ale nie mogłem powiedzieć Vitani,że ją kocham. Nie teraz. Nagle wpadła mi dość dobra wymówka...
-No...Ja to zrobiłem. Bo to miała być niespodzianka. Za to,że przyjęłaś mnie do watahy. Po prostu bardzo się uszczęśliwiłem,a nie chciałem wyjść na jakiegoś pantoflarza,więc trochę cię okłamałem i...Voila.
Vitani popatrzyła chwilę na mnie,potem zaśmiała się i odrzekła:
-Heh..Wiesz,ty chyba jednak jesteś pantoflarzem.
-Oj tam,oj tam...
-Heh. No i widzisz? I po co było to całe przedstawienie? Mogłeś po prostu się przyznać. -uśmiechnęła się do mnie Vitani.
-No,wiem.
Pojedliśmy jeszcze przez chwilę,a potem Vit pomogła mi sprzątnąć stół i rozeszliśmy się. Po drodze znalazłem jeszcze spory kawał węgla,którego czubek wystawał z ziemi. Po obejrzeniu go w jaskini,okazało się, że w środku była ukryta bryła diamentu. Wpadł mi do głowy dziki pomysł.
Obrobiłem bryłkę za pomocą ognia, ostrego kamienia i własnych łap, i wyszedł mi ładny medalion w kształcie serca. Nie był on wyjątkowy,ale zawsze coś. Po otworzeniu w środku były dwie płytkie dziurki, w których można było przechowywać co się żywnie podoba,byle by było małe. Podkradłem jeszcze od najbliższego ludzkiego złotnika łańcuszek, spoiłem z czubkiem medalionu, do dziurki w środku brylantu włożyłem mały,niebieski płomyczek,zamknąłem i gotowe. Praca wykończyła mnie doszczętnie,i było już po północy, toteż podczołgałem się do mojego posłania z mchu i zasnąłem.
***
Obudziłem się o bladym świcie. Nawet Vitani wtedy spała. Podkradłem się do jej jaskini i położyłem diament na samym progu. Uciekłem i zacząłem zajmować się codziennymi sprawami. Gdy byłem na łące, zauważyłem Vitani przechadzającą się z medalionem na piersi. To mnie ucieszyło i powróciłem do zabawy.
Chciałem znów się zająknąć,ale utrzymałem luz. Może i jestem naiwny,lecz prawdomówny i odpowiedzialny. Ale nie mogłem powiedzieć Vitani,że ją kocham. Nie teraz. Nagle wpadła mi dość dobra wymówka...
-No...Ja to zrobiłem. Bo to miała być niespodzianka. Za to,że przyjęłaś mnie do watahy. Po prostu bardzo się uszczęśliwiłem,a nie chciałem wyjść na jakiegoś pantoflarza,więc trochę cię okłamałem i...Voila.
Vitani popatrzyła chwilę na mnie,potem zaśmiała się i odrzekła:
-Heh..Wiesz,ty chyba jednak jesteś pantoflarzem.
-Oj tam,oj tam...
-Heh. No i widzisz? I po co było to całe przedstawienie? Mogłeś po prostu się przyznać. -uśmiechnęła się do mnie Vitani.
-No,wiem.
Pojedliśmy jeszcze przez chwilę,a potem Vit pomogła mi sprzątnąć stół i rozeszliśmy się. Po drodze znalazłem jeszcze spory kawał węgla,którego czubek wystawał z ziemi. Po obejrzeniu go w jaskini,okazało się, że w środku była ukryta bryła diamentu. Wpadł mi do głowy dziki pomysł.
Obrobiłem bryłkę za pomocą ognia, ostrego kamienia i własnych łap, i wyszedł mi ładny medalion w kształcie serca. Nie był on wyjątkowy,ale zawsze coś. Po otworzeniu w środku były dwie płytkie dziurki, w których można było przechowywać co się żywnie podoba,byle by było małe. Podkradłem jeszcze od najbliższego ludzkiego złotnika łańcuszek, spoiłem z czubkiem medalionu, do dziurki w środku brylantu włożyłem mały,niebieski płomyczek,zamknąłem i gotowe. Praca wykończyła mnie doszczętnie,i było już po północy, toteż podczołgałem się do mojego posłania z mchu i zasnąłem.
***
Obudziłem się o bladym świcie. Nawet Vitani wtedy spała. Podkradłem się do jej jaskini i położyłem diament na samym progu. Uciekłem i zacząłem zajmować się codziennymi sprawami. Gdy byłem na łące, zauważyłem Vitani przechadzającą się z medalionem na piersi. To mnie ucieszyło i powróciłem do zabawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz