-Ale gdzie dokładnie idziemy? -spytała się Vitani.
-No chodź,zaraz ci ją pokażę! -ponagliłem ją.
Chodziliśmy po lesie pod wieczór i szukaliśmy nieistniejącej wiewiórki z tęczowym ogonem o magicznych właściwościach,która wyłazi tylko w nocy. Wymyśliłem ją. Czemu? Otóż...
Pewnego dnia jak zawsze chodziłem po łące,gdy zaczepiła mnie Vitani. Nie miała co robić i byłem najbliższym nic nie robiącym wilkiem na polanie. Pogadaliśmy sobie,pobawiliśmy się i wtedy zrozumiałem,że jestem w niej zakochany DO BÓLU. .__.
Tak więc wymyśliłem tą wiewiórkę tylko po to,by...Zaciągnąć ją na kolację. Ale kolacja była tego warta- głównym daniem był dzik nacierany miętą i malinami ^^
Gdy tak chodziliśmy, Vitani,która ciągle patrzyła pod nogi, odezwała się:
-Czy ty na pewno jesteś pewien, że ta wiewiórka chodzi po zieee...-Urwała,gdyż zobaczyła wieeelki kamienny stół,udekorowany kwiatami i prawdziwymi świeczkami (które oczywiście podwinąłem ludziom), siedziska z pni były pokryte pomarańczowym mchem (aaa,poprosiłem jakiegoś szamana po drodze i mi go zrobił...), na stole(a był to duży stół) leżało kilkanaście dań, a pod stołem leżała prawdziwa lampka najlepszego wina, jakie znalazłem.
-...eemi?-dokończyła swą wypowiedź Vitani i wybałuszyła oczy.-O...Matko...Skąd to tu się wzięło?
-Czysty przypadek,nie? Heh...Może usiądziemy? -zaproponowałem.
-No...Dobrze.
Usiedliśmy. Ja zacząłem sobie nakładać dania,ale ona wciąż wpatrywała się w to wszystko z rozwartą szczęką.
-Czy...Ty to zrobiłeś?
-Eee...Nie,no skąd,po co, przecież mi to niepotrzebne,co nie?- wypaplałem,nerwowo się uśmiechając. Vitani zrobiła tylko podejrzliwą minę i zaczęła jeść.
<Vitani,jak kolacja?>
-No chodź,zaraz ci ją pokażę! -ponagliłem ją.
Chodziliśmy po lesie pod wieczór i szukaliśmy nieistniejącej wiewiórki z tęczowym ogonem o magicznych właściwościach,która wyłazi tylko w nocy. Wymyśliłem ją. Czemu? Otóż...
Pewnego dnia jak zawsze chodziłem po łące,gdy zaczepiła mnie Vitani. Nie miała co robić i byłem najbliższym nic nie robiącym wilkiem na polanie. Pogadaliśmy sobie,pobawiliśmy się i wtedy zrozumiałem,że jestem w niej zakochany DO BÓLU. .__.
Tak więc wymyśliłem tą wiewiórkę tylko po to,by...Zaciągnąć ją na kolację. Ale kolacja była tego warta- głównym daniem był dzik nacierany miętą i malinami ^^
Gdy tak chodziliśmy, Vitani,która ciągle patrzyła pod nogi, odezwała się:
-Czy ty na pewno jesteś pewien, że ta wiewiórka chodzi po zieee...-Urwała,gdyż zobaczyła wieeelki kamienny stół,udekorowany kwiatami i prawdziwymi świeczkami (które oczywiście podwinąłem ludziom), siedziska z pni były pokryte pomarańczowym mchem (aaa,poprosiłem jakiegoś szamana po drodze i mi go zrobił...), na stole(a był to duży stół) leżało kilkanaście dań, a pod stołem leżała prawdziwa lampka najlepszego wina, jakie znalazłem.
-...eemi?-dokończyła swą wypowiedź Vitani i wybałuszyła oczy.-O...Matko...Skąd to tu się wzięło?
-Czysty przypadek,nie? Heh...Może usiądziemy? -zaproponowałem.
-No...Dobrze.
Usiedliśmy. Ja zacząłem sobie nakładać dania,ale ona wciąż wpatrywała się w to wszystko z rozwartą szczęką.
-Czy...Ty to zrobiłeś?
-Eee...Nie,no skąd,po co, przecież mi to niepotrzebne,co nie?- wypaplałem,nerwowo się uśmiechając. Vitani zrobiła tylko podejrzliwą minę i zaczęła jeść.
<Vitani,jak kolacja?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz