piątek, 5 lipca 2013

Koniec....mam dość. Usuwam WP!

Dawałam wam szanse....mieliście długo czasu, ale nie...widać, że nie przepadaliście za WP więc usuwam ją. Nawet nie muszę się martwić byście pisali, żeby jej nie usuwać, bo nikt nie będzie tego chciał. Żegnam was...

Wasza samica alfa, 
Vitani

czwartek, 20 czerwca 2013

Uwaga!

Jeśli każdy z członków watahy napisze przynajmniej jedno opowiadanie i wyśle mi je na pw na howrse odwiesze WP (oczywiście macie pisać opowiadania! Nie tak jak wcześniej -.-) Ale jeżeli tak się nie stanie 9nikt nie napisze opowiadania) pomyśle nad usunięciem WP.....

Wasza samica alfa, 
Vitani

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Zawieszona!

Zawieszam WP! Powód? Raczej oczywisty, nie będę go tłumaczyć, sami się domyślicie.....
Watahę zawieszam do odwołania, albo, w ogóle jej nie odwieszę, to będzie zależało..... Po co mi wataha, którą każdy ignoruje i ma w du*ie -.-

Wasza samica alfa, 
Vitani

środa, 29 maja 2013

Od Lyki


Ups, już piszę.
To był normalny jesienny dzień, odkąd uciekłyśmy z watahy. Mam trochę wyrzuty sumienia z tego powodu, ale wiem, że zostając nie pomogłabym watasze, a moja siostra Minette by z ginęła. Wszyscy byśmy zginęli.
- Minette, pójdę coś upolować, a ty... - zawsze miałam ten problem. Mi jest młoda i nie nadaje się do polowania, a nie chcę, żeby poczuła się niepotrzebna. - A ty... Poszukaj jakichś jadalnych roślin.
Minette obojętnie skinęła głową. Odeszłam kawałek i rozejrzałam się za śladami zwierzyny. Jest. Świeże odciski kopyt. Przeszłam kawałek, ale leżące na ziemi liście od razu by mnie zdradziły, więc wzbiłam się w powietrze. Poleciałam jeszcze kawałek i zobaczyłam małego jelonka na polanie. Może się zgubił. Nie za bardzo mnie to obchodziło. Skoczyłam na niego i zatopiłam zęby w jego gardle. Po chwilce nie żył. Chwyciłam go w zęby i uniosłam się ponad drzewa. Miałam stąd bardzo dobry widok. Doleciała do miejsca, gdzie zostawiłam Minette. Rozejrzałam się. Nie ma. Wylądowałam na ziemi, zostawiłam jelonka i przeczesałam najbliższy teren. Nic. Ani jednego śladu.
Ponownie wzleciałam ponad drzewa i rozglądałam się. Nadal jej nie widziałam. Patrzyłam tylko na ziemię, ale nigdzie nie widziałam mojej siostry. Zauważyłam tylko czarnego i czerwonego wilka, ale oni mnie nie interesowali.
Nagle poczułam ból w lewym skrzydle i przestałam nimi latać. Tracąc wysokość, zdałam sobie sprawę, co się stało. Aris. Paskudne stworzenia, atakujące wszystko co lata, ale bardzo rzadkie. Widocznie mnie ugryzły. Nie jest to bezpośrednio niebezpieczne, powoduje paraliż jednego skrzydła, ale drugie wciąż jest sprawne. Dobrze, że był tylko jeden.
Rozłożyłam drugie skrzydło i spowolniłam lot. Zakołowałam i wylądowałam przed tymi dwoma wilkami, właściwie były to wilczyce. Gapiły się na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Aris - powiedziałam. - Paskudztwo. Nieważne. Nie wiedziałyście może młodej, żółtej wilczycy z czarnym pyszczkiem? Szukam jej. To moja siostra.
- Yyy...Nie. - powiedziała ta czarna. - Właściwie to... Skąd ty jesteś?
Spojrzałam na nią podejrzliwie. Żartuje? Chociaż właściwie pewnie przebyłam dużą odległość.
- Z... daleka. - odparłam.
<Vitani lub Skayres, bo to one były>

Nowy członek!

 https://encrypted-tbn2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcR91f1r0mhL6nV9r7T8LbCxL5Lgm0ovUH6dnarfnzorF2j6kBPFoQ
Lyka, szamanka

wtorek, 21 maja 2013

Mam dość.

Jeśli nikt nie napisze opowiadania, przez najbliższy tydzień usuwam WP! Sorry, ale jeżeli macie nie pisać opowiadań, to wataha jest nie potrzebna...przykro mi jest rozstawać się z tą watahą, ale co poradzić...


Wasza samica alfa,
Vitani

Nieobecny!

Casey (Sisi_02) jest nie obecny do 21.05.13, prosze nie pisać opowiadań z nim w udziale!

Wasza samica alfa, 
Vitani

niedziela, 19 maja 2013

Nowy konkurs!

Konkurs o nazwie "Nowości, porzucone starości". Więcej informacji w zakładce "Konkursy".

Wasza samica alfa, 
Vitani

poniedziałek, 13 maja 2013

Uwaga!

Chciałam was poinformować, że szczerze zastanawiam się na usunięciem WP, dlaczego? Pomimo, że dałam wam ankietę, byście mogli "uratować" WP, nie napisaliście ani jednego opowiadania! To po co WP ma funkcjonować? Dla ozdoby? Jeśli tak to nie macie po co należeć do tej watahy! Ja chce mieć aktywnych członków, którzy potrafią poświęcić 10 minut tygodniowo by napisać jedno opowiadanie, nie tak jak wy! Jest mi przykro, że prawdo podobnie będę musiała pożegnać się z WP, ale co zrobić...

Wasza wściekła samica alfa,
Vitani

piątek, 3 maja 2013

Nagłówek!

W watasze mamy nagłówek. Zrobiłam go sama więc nie jest przepiękny, ale do watahy wystarczy. Co o nim myślicie?

Wasza samica alfa,
Vitani



Od Vitani - CD historii Skayres

Po tym jak Skay zaczęła mnie pocieszać, przytuliłyśmy się - po przyjacielsku. - i poszliśmy na imprezę. W prawdzie nadal byłam smutna i nie miałam ochoty się bawić, ale....już nie chciałam by Skay się wkurzyła. Więc udawałam, że się świetnie bawię. Po długich i wyczerpujących tańcach podeszłam do stołu z jedzeniem i napojami. Wybrałam sobie jakiś poncz i nalałam do "kubeczka". Napój chyba był truskawkowy, ale nie jestem pewna. Gdy piłam podeszła do mnie Skay.
-I jak się bawisz? - zapytała.
-Dobrze - odpowiedziałam popijając poncz.
-A co tam pijesz?
-Co jakieś przesłuchanie mi robisz - zaczęłyśmy się śmiać.
-Nie, tak z ciekawości pytam.
-Aham, to pije jakiś poncz, chyba truskawkowy.
Skay się popatrzyła i też nalała sobie tego picia.
-A ty jak się bawisz? - zapytałam.
-No, dobrze, tylko zmęczyłam się tańcem.
-Ja też - uśmiechnęłam się, a po chwili dodałam. - A gdzie jest Casey?

<Skay? Sorry, brak weny zaraża :/>

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Ankieta

Wszyscy członkowie watahy są zobowiązani do zagłosowania w ankiecie! Więc proszę to zrobić, gdyż ankieta jest w ważnej sprawie!

Wasza samica alfa,
Vitani

Baner!

W naszej watasze w reszcie jest baner! Wygląda on tak:



A to HTML do niego:

<a href="wataha-przeznaczenia.blogspot.com"><img src="https://imageshack.us/scaled/medium/832/banertt.png
"/></a>
 
Wszystkich członków (nie członków też zachęcam) proszę o wklejenie go na prezentacje.
 
Wasza samica alfa,
Vitani

niedziela, 28 kwietnia 2013

Nowy członek - Rinermai!

http://fc08.deviantart.net/fs71/f/2012/230/6/a/trade__rinermai_by_hlaorith-d5bjt0v.png
Rinermai, egzorcysta 

Skyfall odchodzi


Powód odejścia - decyzja właściciela

Od Skayres - CD historii Vitani

Byłam na prawdę bardzo szczęśliwa. Jednak zdawało mi się, że Vitani wręcz przeciwnie. Uciekła z imprezy i poszła przed siebie. Przeprosiłam Casey'a i poszłam za nią.
- Vitani, dlaczego nie jesteś na imprezie? - spytałam.
- Patrze sobie na nią, z... daleka... - powiedziała.
- Vitani! Co ci jest!
- Nie ważne....
- Właśnie, że ważne!
- Nic mi nie jest.....
- Vivi... Ja widzę... - dalej ją męczyłam.
- No dobrze. - westchnęła.
Obie usiadłyśmy pod drzewem. Widziałam, że coś gnębi samicę alfa.
- No więc?
- Ah, ostatnio dużo wilków odeszło... Przykro mi. - powiedziała ocierając łzę.
- Nie martw się. Ci, którzy odeszli nie potrafili po prostu dostrzec piękna tej watahy. - uśmiechnęłam się. - Uwierz, ja zostanę tu do końca zycia.

<Vivi? Brak weny :/>

sobota, 27 kwietnia 2013

Od Nate'a - CD historii Vitani


-Powiesz prawdę? Skąd wziął się ten stół?
Chciałem znów się zająknąć,ale utrzymałem luz. Może i jestem naiwny,lecz prawdomówny i odpowiedzialny. Ale nie mogłem powiedzieć Vitani,że ją kocham. Nie teraz. Nagle wpadła mi dość dobra wymówka...
-No...Ja to zrobiłem. Bo to miała być niespodzianka. Za to,że przyjęłaś mnie do watahy. Po prostu bardzo się uszczęśliwiłem,a nie chciałem wyjść na jakiegoś pantoflarza,więc trochę cię okłamałem i...Voila.
Vitani popatrzyła chwilę na mnie,potem zaśmiała się i odrzekła:
-Heh..Wiesz,ty chyba jednak jesteś pantoflarzem.
-Oj tam,oj tam...
-Heh. No i widzisz? I po co było to całe przedstawienie? Mogłeś po prostu się przyznać. -uśmiechnęła się do mnie Vitani.
-No,wiem.
Pojedliśmy jeszcze przez chwilę,a potem Vit pomogła mi sprzątnąć stół i rozeszliśmy się. Po drodze znalazłem jeszcze spory kawał węgla,którego czubek wystawał z ziemi. Po obejrzeniu go w jaskini,okazało się, że w środku była ukryta bryła diamentu. Wpadł mi do głowy dziki pomysł.
Obrobiłem bryłkę za pomocą ognia, ostrego kamienia i własnych łap, i wyszedł mi ładny medalion w kształcie serca. Nie był on wyjątkowy,ale zawsze coś. Po otworzeniu w środku były dwie płytkie dziurki, w których można było przechowywać co się żywnie podoba,byle by było małe. Podkradłem jeszcze od najbliższego ludzkiego złotnika łańcuszek, spoiłem z czubkiem medalionu, do dziurki w środku brylantu włożyłem mały,niebieski płomyczek,zamknąłem i gotowe. Praca wykończyła mnie doszczętnie,i było już po północy, toteż podczołgałem się do mojego posłania z mchu i zasnąłem.
***
Obudziłem się o bladym świcie. Nawet Vitani wtedy spała. Podkradłem się do jej jaskini i położyłem diament na samym progu. Uciekłem i zacząłem zajmować się codziennymi sprawami. Gdy byłem na łące, zauważyłem Vitani przechadzającą się z medalionem na piersi. To mnie ucieszyło i powróciłem do zabawy.

piątek, 26 kwietnia 2013

Od Shili


Wataha powoli zaczęła się rozpadać.Peter odszedł,tak samo Aoi-chan i Nestor.Jednak reszta bawiła się świetnie,a ja miałam zamiar bawić się świetnie.Jednak Vitani nie była w zbyt dobrym humorze.pewnie dlatego,że wilki odchodzą.Chciałam ją pocieszyć,ale wyprzedziła mnie Skay.Potem Vitani gdzieś poszła.Postanowiłam trochę odpocząć nagle na granicy zauważyłam dwa obce wilki.Jeden wydawał mi się znajomy.Walczyły.Skoczyłam na silniejszego,który zaatakował pierwszy.Potem zawlokłam nieprzytomną ofiarę.Rozpoznałam w niej swojego kuzyna.Wkrótce potem się obudził.
-Steel!Steel!Słyszysz mnie?!-mówiłam do niego.
-Tak...Ale mnie boli głowa...
Wkrótce potem wstał,a ja zaprowadziłam go do Vitani,która pozwoliła mu zostać.Nagle zauważyłam,że przygląda się Rainie.Wzięłam go na bok.
-Podoba ci się Raina?-zapytałam go.
On się zarumienił.
-Możesz mnie z nią poznać?
-Jasne.

czwartek, 25 kwietnia 2013

Uwaga!- opowiadania.

Każdy członek watahy ma napisać przynajmniej 1 opowiadanie! Tak jest w regulaminie! Każdego kto tego  nie zrobi wyrzucę z watahy! Na napisanie opowiadania macie czas do niedzieli!

Wasza samica alfa,
Vitani

Od Vitani - CD historii Nate'a

 Cały czas patrzyłam się pod nogi, i powiedziałam do Nate'a:
-Czy ty na pewno jesteś pewien, że ta wiewiórka chodzi po zieee...-Urwałam, gdyż zobaczyłam dość spory stół, udekorowany kwiatami i prawdziwymi świeczkami siedziska z pni były pokryte pomarańczowym mchem, na stole leżało kilkanaście dań, a pod stołem leżała prawdziwa lampka najlepszego wina, nie wiedziałam jak na to zareagować.
-...eemi?-dokończyłam swą wypowiedź Vitani i wybałuszyłam oczy.- O...Matko...Skąd to tu się wzięło?
-Czysty przypadek,nie? Heh...Może usiądziemy? -zaśmiał się lekko.
-No...Dobrze.
Usiedliśmy przy stole. Nate zaczął sobie nakładać dania, a ja dalej nie wiedziałam jak na to zareagować, z kąt to się tu wzięło? Ale po chwili namysłu, i jak Nate mówił, że to "czysty przypadek" domyśliłam się, że to on.
-Czy...Ty to zrobiłeś?
-Eee...Nie, no skąd, po co, przecież mi to niepotrzebne, co nie?- Nate zaczął się jąkać i nie wiedział co ma odpowiedzieć. 

Popatrzyłam na niego złowieszczym spojrzeniem. I zaczęłam jeść. Dania były bardzo pyszne, ale nadal zastanawiało mnie jak to się tu znalazło. Jadłam dalej patrząc cały czas na Nate'a i zastanawiałam się jak go tu podkusić, by ten się wygadał, ale nie wiedziałam jak. Postanowiłam, że z nim pogadam, a ten może się wygada. 
-A z kąt wiedziałeś, że tu będzie stół z jedzeniem?
-No...ja...ja nie wiedziałem.... - jąkał się i mówił, nie pewni - ja...nie wiedziałem...po prostu go znalazłem, no...i postanowiłem ci to pokazać - nadal nie wiedział co powiedzieć 
-Aha... - patrzyłam się na niego podejrzliwie 
-No?! Ja....no... - nie wiedział co ma powiedzieć, więc po tych słowach już nic nie mówił 
-Dlaczego tak się denerwujesz
-Nie, ja się nie denerwuje - mówił przerażony 
-Tak, na pewno - zaśmiałam się
Nate patrzył się z uśmiechem. I nie wiedział co ma powiedzieć. Patrzył się na mnie i drapał po głowie.
-Powiesz prawdę? Z kąt się wziął ten stół?

<Nate? I co mi odpowiesz?>

sobota, 20 kwietnia 2013

Od Nate'a

-Ale gdzie dokładnie idziemy? -spytała się Vitani.
-No chodź,zaraz ci ją pokażę! -ponagliłem ją.
Chodziliśmy po lesie pod wieczór i szukaliśmy nieistniejącej wiewiórki z tęczowym ogonem o magicznych właściwościach,która wyłazi tylko w nocy. Wymyśliłem ją. Czemu? Otóż...
Pewnego dnia jak zawsze chodziłem po łące,gdy zaczepiła mnie Vitani. Nie miała co robić i byłem najbliższym nic nie robiącym wilkiem na polanie. Pogadaliśmy sobie,pobawiliśmy się i wtedy zrozumiałem,że jestem w niej zakochany DO BÓLU. .__.
Tak więc wymyśliłem tą wiewiórkę tylko po to,by...Zaciągnąć ją na kolację. Ale kolacja była tego warta- głównym daniem był dzik nacierany miętą i malinami ^^
Gdy tak chodziliśmy, Vitani,która ciągle patrzyła pod nogi, odezwała się:
-Czy ty na pewno jesteś pewien, że ta wiewiórka chodzi po zieee...-Urwała,gdyż zobaczyła wieeelki kamienny stół,udekorowany kwiatami i prawdziwymi świeczkami (które oczywiście podwinąłem ludziom), siedziska z pni były pokryte pomarańczowym mchem (aaa,poprosiłem jakiegoś szamana po drodze i mi go zrobił...), na stole(a był to duży stół) leżało kilkanaście dań, a pod stołem leżała prawdziwa lampka najlepszego wina, jakie znalazłem.
-...eemi?-dokończyła swą wypowiedź Vitani i wybałuszyła oczy.-O...Matko...Skąd to tu się wzięło?
-Czysty przypadek,nie? Heh...Może usiądziemy? -zaproponowałem.
-No...Dobrze.
Usiedliśmy. Ja zacząłem sobie nakładać dania,ale ona wciąż wpatrywała się w to wszystko z rozwartą szczęką.
-Czy...Ty to zrobiłeś?
-Eee...Nie,no skąd,po co, przecież mi to niepotrzebne,co nie?- wypaplałem,nerwowo się uśmiechając. Vitani zrobiła tylko podejrzliwą minę i zaczęła jeść.

<Vitani,jak kolacja?>

piątek, 19 kwietnia 2013

Nieobecna

Steel i Shila (5xMigotka) są nie obecni i nie wolno pisać opowiadań z nimi w udziale.

wasza samica alfa,
Vitani

czwartek, 18 kwietnia 2013

Od Steel'a


Dzień jak co dzień,nuda jak co dzień.Życie zupełnie mnie nudzi.Cały świat wydaje się być przeciwko mnie,nawet rodzina i znajomi.Kuzynka już wyruszyła w świat,przypuszczam,że teraz pora na mnie.Postanowiłem znaleźć inną watahę i tam się osiedlić.Z początku podróż wydawała się nudna,nawet nudniejsza niż pobyt w poprzedniej watasze.Ale do czasu.W pewnym momencie natknąłem się na basiora,który był moim największym wrogiem i wiecznym rywalem w rodzinnej watasze.
-Czego tu szukasz?!-warknął na mnie.
-Niczego-powiedziałem-A już na pewno nie ciebie.
-Nie mogłeś sobie tam poradzić,bo jesteś za słaby,tak?-śmiał się ze mnie.
-A tak w ogóle co ty tu robisz?-zapytałem.
-Szukam-powiedział
-Czego?
-Twojej śmierci!-wykrzyknął i rzucił się na mnie.
Jego atak był słaby,ale na tyle silny,by mnie unieruchomić.Zrzuciłem go z pleców,jednak on nie dawał za wygraną.w osatniej chwili zauważyłem wilka w oddali.Wychrypiałem ciche pomocy.Wilk natychmiast pobiegł w moim kierunku i odstraszył napastnika.W wilku rozpoznałem kuzynkę która wyruszyła w świat przede mną.Zaprowadziła mnie do swojej watahy.Zauważyłem tam cudowną wilczycę,jednak byłem zbyt nieśmiały by podejść.Potem Shila przedstawiła mnie samicy alfa-Vitani.
-Możesz zostać jeśli chcesz-powiedziała.
Następnie poprosiłem Shilę,by przedstawiła mnie owej wilczycy.

<Raina?>



Nowy członek - Steel!

http://foto.m.onet.pl/_m/6bc1f489c12dce80331089bb9d3ae762,14,19,0.jpg
Steel, doradca

środa, 17 kwietnia 2013

Uwaga!

Jeśli dalej nikt nie będzie pisał opowiadań. Usunę watahę! Po co mam ją dalej prowadzić jak nikt tu nawet nie zagląda -.- Wataha jest po to by pisać opowiadania, a nie by tylko do niej należeć! Zostawię ją jeszcze do 04.25 po tym terminie jak nie będzie nowych opowiadań usuwam ją. Na zawsze i nie robie już więcej takich watah.

Wasza samica alfa, 
Vitani

Peter odchodzi!

 
Powód odejścia - decyzja właściciela

Od Vitani - Cd historii Skayres

Bardzo się cieszyłam, że w watasze mamy wreszcie jakąś parę, ale nie cieszyłam się tym tak bardzo bo w ostatnich dniach dużo członków odeszło z watahy Aoi-chan, Nestor i jeszcze Peter mi powiedział, że odchodzi. Nie wiem dlaczego tak odchodzą co ja robię źle! Dlaczego tak mnie nie lubią - cały czas zadawałam sobie te pytania, no ale cóż co zrobić. Ale próbowałam udawać, bardzo szczęśliwą przy Skayres i Casey'u. Byli dobrą parą. Cała wataha bawiła się na imprezie, ale ja nie miałam na to ochoty i stałam w koncie. Patrzyłam się jak wszyscy się bawią. Po jakimś czasie podeszła do mnie Skay.
-Co się stało? Jakaś przygnębiona jesteś? - powiedziała zawiedziona, że się nie bawię na jej imprezie.
-Nie, nic - nie chciałam jej mówić
-Vitani, przecież ja widzę, że coś jest nie tak, powiedz?
-Nie, nic mi nie jest - mówiłam z głową w dół
-Vitani, ja widzę - denerwowała się już
-Nic mi nie jest! - powiedziałam głośniej i poszłam i poszłam w innym kierunku.
Poszłam do małej grotki, która była nie daleko. Nadal miałam oko na tą imprezę, ale nie miałam zamiaru tam wracać. Leżałam i patrzyłam jak oni wszyscy się bawią....bez mnie. Skay tańczyła z Casey'em, a reszta tańczyła sama. JA też bym tak tańczyła, jak ci samotnicy, gdybym tam poszła. Po jakimś czasie Skayres mnie zauważyła i szybko do mnie podeszła.
-Vitani, dlaczego nie jesteś na imprezie ?
-Patrze sobie na nią, z...daleka... - powiedziałam
-Vitani! Co ci jest!
-Nie ważne....
-Właśnie, że ważne!
-Nic mi nie jest.....


<Skayres?>

środa, 3 kwietnia 2013

Od Rainy-,,Pierwsze spotkanie z Nestorem i innym wilkiem"


Dopiero dołonczyłam do watahy.Stanełam dumno i po chwili ruszyłam śmiałym krokiem.A po nieważ mam bardzo czuły słuch uszłyszłam kawałek rozmowy wilków:
- Wiesz, że jesteś na terytorum watahy?
- Wiem, WP, co nie?
- Skąd wiesz?
---
Poszłam za głosami lecz najpierw zmieniłam się w cień.
Po kilku seundach znalazłam się za czarno -czerwono-białym wilkiem.
Włączyłam moją moc śmiertelnego ataku.I się pojawiłam.
Przykucnełam jak bym miała właśnie żucić sie na ofiarę.
I szkoczyłam przygniatając dwa wilki.Usiadłam na nich i się zaśmiałam.
Jeden z wilków mnie odephał i zawarcał.Dobra wyłączyłam moc i zaczełam mówić.
-hej jestem Raina.
-Że co?-Odpowiedział wilk leżący na ziemi.
-Siemka jestem Casey -Powiedział nieśmiało wilk.
-A ty kim jesteś?Spytałam lezącego wilka .
-Ja jestem Nestoren!
-Miło mi wasz poznać.Jestem tu nowa.
-Odprowadzę ciebie do jaskiń..jeśli zechcesz...-Powiedział Casey .
-Jasne tak.-Zarumieniłam się.
Gdy wilk odstawił mnie do jaskini pomyślałam że podobam mu się.
<Casey o czym rozmyslasz po spotkaniu zemną? ?>

wtorek, 2 kwietnia 2013

Od Rainy

Szedłam sobie przez las , tak jak zwykle.Popatrzałam się w gałezię drzew.
Na chwilę ciągle się w nie patrywałam ....po chwili poderwałam się .
Instykt mówił mi że jestem w niebezpieczeństwie , lecz rozum że mam zostać.Wiencz zostałam.Patrzałam się przed siebie.Żeby przestraszyć przeciwnika użyłam mojej mocy groźny atak , który ma kilka fukcji:
Większę mieśnie,większe kły,czerwone wielkie ślepiia,większy wzrost,większa siła.Podeszłam do krzaków.Potem odwróciłam się , na niebie przeleciał kruk.Pobiegłam za nim , nagle kruk wylądował.
Przyjzałam się jemu , ale nie podchodziłam za blisko.Nagle ten kruk zmienił się w wilka.Zaczełam warczeć.
-Kim jesteś?!-Krzyczałam na cały las , aż ptaki wyleciały z drzew.
-Uspokuj się , nie zagrazam ci przecież?-Odpowiedział spokojnie wilk.
Po tych słowach uspokoiłam się nieco.Postanowiłam więcz wyłączyć moją moc.Podeszłam bliżej wilka.
-Jestem Raina .
-Miło mi ciebie poznać.
-A ty kim jesteś?
-Ja jestem .. nie ma o cym mówić , jestem z watahy przeznacznia.Chodź zamną.-Szłam przez las rozglądałam się dookoła.
-Dotarlismy.-Rozejrzałam się do okoła , zobaczyłam inne wilki.
-Vitani!-Zawołał wilk stojący koło mnie.
-Tak?-Wilczyca zeszła z pewnej szkały.
-Kto to?-Szepnełam do wilka.
-To alfa.-Wilk szybko szenoł do mnie po czym zwrócił się do alfy.
-Napotkam dzisiaj tego wilka.-Alfa popatrzała się na mnie, pomyślałam że jest grożna i .. nie miła zresztą.
-Może dołonczyć.
-Co ja?Do czego?
-Moja kochana!Do watahy , po twoim wyglądzie odrazu widać że nie masz jej i jesteś niezadbana!

Nowy członek- Raina!

http://pu.i.wp.pl/k,NDcxMjEzOTEsNzM1ODIx,f,Glimmer_by_kaziczek_wolf.jpg 
Raina, morderczyni

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Od Aoi-chan - CD historii Vitani


- Raczej wspólną.- powiedział Nestor
- Dobra, chodźcie za mną -powiedziała Vitani
Poszliśmy za nią. Alfa pokazała nam dużą i obszerną jaskinię. Podziękowałam jej, a ona powiedziała: Nie ma za co, sorrki ale muszę załatwić pewną rzecz. Do zobaczenia.
- Nestor, pójdziesz na polowanie, a ja umebluję jakinię, oki?
- Spoko, do zobaczenia.
"Byłam szczęliwa.Wszystko się dobrze ułożyło, znalazłam watahę, miałam mieszkane z Nestorem. Pomyślałam o Nestorze, jestem nim zauroczona.Myślę, że przez rok wystarczająco go poznałam." myślałam robiąc nam posłanie. W tej chwili wszedł Nestor.
- Hejka! Złowiłem jelenia. Poczekaj, zachwilę go przyrządze. I siądziemy do obiadu.
- Dobrze, ja jeszcze zrobię spiżarkę i możemy siąść do obiadu.

~ chwilę potem ~

Przez cały czas kusiło mnie powiedzieć Nestorowi to co czuję. Niestety, moja nieśmiałość, uniemorzliwiała mi wyznanie. Straciłam przez to apetyt. Po obiedzie Nestor zapytał czy niechciałabym pójść na spacer. Bardzo chciałam, ale potrzebowałam rady jakiejś wilczycy, jedyną jaką znałam w tej watasze była Vitani. Wybiegłam z jaskini z trudem powstrzymójąc łzy. Biegłam i biegłam. Zapłakana dotarłam do jaskini Vitani.
------------------------------------------------------------------
- Co się stało Aoi-chan? -pytała
- Zakochałam się w Nestorze, boję się, ze jak mu to wyznam to mnie odrzuci?- szlochałam

<Vitani, pomożesz?>

Od Nestora


Dopiero od kilku godzin jesteśmy z Aoi w tej watasze. Postanowiłem zapoznać się z jakimś wilkiem. Ale najpierw muszę coś przekąsić. Poszedłem upolować królika. Gdy zjadłem poszedłem do lasu. Gdy tak się przechadzałem spotkałem czerwon-boało-czarnego basiora.
- Co tu robisz? -warknął
- Szukam jakiegoś wilka, z którym mógłbym pogadać.- odpowiedziałem z bezczelnym uśmiechem
- Wiesz, że jesteś na terytorum watahy?
- Wiem, WP, co nie?
Wilk, aż zaniemówił z wrażenia. Po chwili, skoczył na mnie i przygwoździł mnie do ziemi.
- Skąd wiesz?
- Bo do niej należę.- powiedziałem z uśmiechem
Wilk otworzł gębę ze ździwienia. Poczym powiedział: Sorry,ale mam taki charakter. Jestem Casey, a ty?
- Nestor. Jaki masz żywioł?
- Ogień i kineza, a ty?
- Woda. Jeśli nie jesteśmy na to zastarzy (^-^) może pobawimy się swoimi mocami?

<Casey, jak się na to zapatrujesz? XD>

Od Vitani - CD historii Aoi-chan

Chodziłam po watasze. Chodziłam po całym terenie, po kilka razy. Nudziło mi się nie miałam co robić. Poszłam nad wodospad. Ale nie działo się tam nic ciekawego więc poszłam na łąkę. Po drodze usłyszałam jakiś szelest. Skryłam się w krzakach i zobaczyłam waderą, a obok niej śpiącego basiora. Chwile ich obserwowałam, ale postanowiłam do nich. Gdy tylko wyszłam z zza krzaków, wadera zaczęła budzić basiora.
-Cześć, jetem Viatni - powiedziałam do wadery
-Ja jestem Aoi-chan, a to mój przyjaciel Nestor - wskazała na budzącego się wilka
-Dlaczego jesteście na terenie mojej watahy ?
-No...my tylko przenocować - powiedziała onieśmielona
-A może chcielibyście dołączyć ? - zapytałam
-No, nie wiem - powiedziała wadera patrząc na leżącego basiora
-Możemy - odezwał się o chwili basior
-To świetnie oprowadzę po terenie, a potem pokaże jaskinię
Pokazałam im cały teren watahy po czym zaprowadziłam do mojej jaskini.
-A jaskinie chcecie spólną, czy osobno ?

<Aoi-chan?>

niedziela, 31 marca 2013

Od Aoi-chan

~ rok temu ~

-Niestety, mam dla was smutną wiadomość - powiedziała Sedda* -niestety nasza wataha nie będzie już istnieć.
Popatrzyłam na resztę wilków, wszyscy mieli smutne miny. Nie te co wcześniej, każdy był szczęśliwy i uśmiechnięty.
- Macie czas do jutra by opuścić teren watahy.- powiedział Osegal*
Usłyszałam szept Nory*: Idziemy razem kotku, prawda. W jej głosie słychać było smutek. "Jasne" odpowiedział Desmood*, choć zgrywał twardziela, usłyszałam jak głos mu drży. Popatrzyłam na Nestora. Pomyślałam, że już jutro mamy się rozstać. Poszłam pożegnać się ze wszystkimi. Zrezygnowana poszłam do jaskini. Zasnęłam.

~następnego ranka ~

Obudziłam się. Nestor siedział przy wejściu do jaskini. Podeszłam do niego
- Postanowiłem, że pójdziemy razem- powiedział
Ucieszyłam się. Tego najbardziej pragnęłam.
- Super!!! Tylko spakuję ważne rzeczy i upoluję coś- powiedziałam
- Nie musimy polować, mam tu dla nas jelenie.
Spakowałam się i podeszłam do basiora. Ten przyrządził już jelenia. Razem zasiedliśmy do śniadania. Miałam wrażenie, że przez ten czas Nestor się na mnie patrzy. Ale gdy podnosiłam głowę, on smacznie zajadał się zdobyczą.

~ teraz ~

Obudziłam się, Nestor jeszcze spał. Nagle zaszeleściły krzaki, a z nich wyszła fioletowo-biała wadera. Obudziłam Nestora.

<Vitani CD?>

*Sedda- samica alfa z poprzedniej watahy
*Osegal- samiec alfa z poprzedniej watahy
* Nora- wilczyca mojej z poprzedniej watahy
* Desmood- wilk mojej z poprzedniej watahy

Nowui członkowie- Aoi-chan i Nestor!

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifjmL7U1qC1urK_frpF4DNJL77ijGHTAKQb4LO4DGzSxrY8IKbJUsGp7bSFqTFulyvBrZpZX9c_Z3CTGM2JvCdHuPCzBzXmDUv7suxzISsb7ZWmL9X4o1bPCElQxNaygHC8zgCcx1NXZ0/s1600/Lyka.jpg 
Aoi-chan, medyczka

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjgwMgXeeSSB9scyIEi2TcvfnuCqdz_orhiV-HZJcSeZ9-fIw8EqQchgbjOq4LsXYdK0nNgqCqY9444W2uBzJN-wAJ6c6KMSDL0x-OC6SfabNj2xSv1kM3PVVDoolqb0N8ZpY6L_aiCYUQ/
Nestor, obrońca alf

sobota, 30 marca 2013

Od Shili - CD historii Vitani


- Dlaczego nie poszłaś z nami na polowanie? - patrzyłam na mnie - jak mi odpowiesz, to zrobimy to święto, ale ty będziesz je organizowała, więc?
-Sprawa prosta.Po prostu...zaspałam.-tłumaczyłam-W ogóle trochę zapomniałam na jaką godzinę się obudzić.
-Aaa...Rozumiem-powiedziała Vitani- Więc postarasz się nie spóźnić następnym razem?
-Oczywiście!-kiwnęłam łbem.
-No to wracając do Wilkanocy...Podejmiesz się zadania?
-Pewnie!-powiedziałam-Będziesz miała święto gotowe zaraz.
-Świetnie!Powodzenia!-powiedziała i pobiegła na obchód watahy.
Zaraz zajmę się wszystkim!-myślałam-Przecież nie będzie z tym problemu!A tak swoją drogą...Gdzie reszta wilków?Nie ma ich,to nie ma...Poszłam na polanę.Znalazłam idealne miejsce na urządzenie Wilkanocy. Zaznaczyłam to miejsce i poszłam po koce.Nakryłam nimi trawę.Potem wbiegłam do lasu.Na jego skraju zauważyłam przepiórkę.Nie daleko znalazłam jej gniazdo.Wzięłam z niego jajka.Obok zobaczyłam drugie gniazdo,które też okradłam.Zostawiłam w każdym kilka,by zapobiec wyginięciu gatunku^,^.Razem moich jajek było 12.Po dwa na każdy koc bo...Jest tylko sześć kocy...Sześć kocy?!Jest dziewięć wilków!Ok,ok...Casey i Skayres mogą mieć wspólny...Ale jeszcze dwie pary potrzebne...Dobra,zajmę się tym później.Skombinowałam od ludzi sześć koszyków i postawiłam je na kocach.Do nich włożyłam jajka.Potem urwałam jakiegoś krzaka i podzieliłam do koszyków.Zakradłam się znów do osady ludzkiej i zabiłam trzy barany,które rozdzieliłam do koszy.Ozdobiłam polanę tym czym ozdabiają ludzie,co oczywiście im zwędziłam.Potem zebrałam wszystkich.Musiałam zadać im ważne pytanie.Wręcz ważne bardzo:
-Emm...Tylko słuchajcie...Nie ma więcej koców w watasze...i u ludzi...więc na dwóch kocach będą...po dwa wilki.Co wy na to?

<Kto chętny?>

Od Vitani - CD historii Shili

Wstaliśmy wcześnie rano i poszliśmy na polowanie grupowe. Wczoraj ustaliłam, że zabranie do polowania będzie o 7 rano. Zebraliśmy się na łące, a ja zaczęłam sprawdzać czy każdy jest obecny. Sprawdzałam wszystkich po kolei, ale kogoś mi brakowało....no tak...Shila!
-A gdzie Shila! - spytałam watahę
-Nie wiem, nie przyszła - odpowiedział Nate.
-Może zaspała? - dodała Skay
-Dobrze to pójdziemy bez niej - powiedziałam - ruszajmy - dodałam po chwili
Skierowałam się w stronę miejsca w którym mamy polować i zaczęłam iść. Cała gromada zaczęła iść za mną. Po 15 minutach marszu doszliśmy na miejsce polowania. Zatrzymaliśmy się. I zaczęliśmy obmyślać taktykę polowania. Po minutach wymyślania powiedziałam
-A więc tak, Lucas i Casey będą gonić, Nate i Peter będą stać na skraju dróżki i zatamują drogę, Skiffall i Mack będą podgryzać, a ja i Skay będziemy z tyłu i jak będzie pora to rzucimy się na zdobycz - mówiłam do całej gromady - Dobra ?
-Tak - krzyknęli wszyscy
Wybraliśmy wielkiego tłustego łosia, był bardzo duży więc dobrze, że opracowaliśmy taktykę.
Zaczęliśmy łapać łosia według planu. Po paru minutach łoś leżał martwy na ziemi. Każdy złapał łosia i zaczęliśmy go targać do watahy.

~po 20 minutach~

Już jesteśmy przy spiżarni. Zauważyliśmy Shilę, która targa dzika. Zjedliśmy razem obiad - dzika Shili i kilka zająców. Potem poszłam do swojej jaskini. Po jakimś czasie odwiedziła mnie Shila.  
-Witaj!- przywitała się- przywitała się, po czym dodała-Wiesz co?Ludzie mają jakieś dziwne święto z jajkami,ciastami i pisankami!
-Słyszałam o nim- odpowiedziałam -Nazywa się Wielkanoc.
-Co powiesz na to,żebyśmy zrobili takie święto- mówiła podekscytowana-Może Wilkanoc?
-Możemy zrobić, ale to później na razie mam do ciebie jedno pytanie - mówiłam do wilczycy -  Dlaczego nie poszłaś z nami na polowanie? - patrzyłam na wilczycę - jak mi odpowiesz, to zrobimy to święto, ale ty będziesz je organizowała, więc? 

<Shila?Dlaczego nie poszłaś na polowanie?>

czwartek, 28 marca 2013

Od Shili


Miałam strasznie nudny dzień.Wszystkich z watahy gdzieś wywiało,a ja nie wiedziałam co mam robić.Przeszłam się po terenach,próbując znaleźć coś do zjedzenia.Chyba straciłam wprawę w polowaniu na dużą zdobycz.W końcu nie poddając się upolowałam tłustego dzika.Pomyślałam,że może przyniosę go do spiżarni i się podzielę.Gdy doszłam bliżej jaskiń,zauważyłam,że większość wilków dotarła już w miejsca,gdzie poprzednio nie dało się ich znaleźć.Była pora obiadowa.Zjedliśmy mojego dzika i kilka zajęcy.Potem nie mieliśmy nic ciekawego do roboty.Niedługo zbliżało się jakieś ludzkie święto.Nie miałam nic lepszego do zrobienia,więc szpiegowałam ludzi.Od takich białych,czarnych i brązowych ptaków brali jajka,kupowali takie białe sypkie coś i piekli z tego ciasta.Wielu z nich kupowało lub robiło jakieś pisianki czy jakoś tak.potem wkładali pisianki do koszyków razem z różnym jedzeniem i szli z nim na zewnątrz.Pobiegłam z powrotem na tereny watahy i znalazłam Vitani.
-Witaj!-przywitała się.
Ja zdyszana po powitaniu powiedziałam:
-Wiesz co?Ludzie mają jakieś dziwne święto z jajkami,ciastami i pisiankami!
-Słyszałam o nim-odpowiedziała-Nazywa się Wielkanoc.
-Co powiesz na to,żebyśmy zrobili takie święto-mówiłam podekscytowana-Może Wilkanoc?

<Vitani?>

Od Shili


Chodziłam sobie po terenach watahy.W końcu moją uwagę wilk samotnie siedzący w głębi lasu.Podbiegłam do niego chyba go kojarzyłam.Był jednym z basiorów z naszej watahy.
-Peter tak?-zagadałam go.
-A co cię to-powiedział opryskliwie.
Zawsze śmieszyły mnie takie odpowiedzi.
-No co ty!-powiedziałam-Nie przedstawisz się?
-Peter-odpowiedział obojętnie-A teraz spadaj.Chcę być sam.
-No weź!Sam?W środku lasu?!-śmiałam się w duszy.
-Ta.Spadaj stąd.-odpowiedział.
-Nie-starałam się go zdenerwować.
Wyszczerzył kły.Sięgały mu aż do gardła.
-Nie boję się-.śmiałam mu się w twarz.
Teraz poważnie się zdenerwował.Ja mimo to uważałam,że dobrze zrobiłam nie zostawiając go.Wciąż się śmiałam.Gdy on nagle skoczył na mnie,szczerząc olbrzymie kły.Ja jednak ciągle śmiałam się.Coraz głośniej.Wyrwałam mu się i wciąż się śmiejąc unikałam jego ciosów.W końcu podrapał mnie pod okiem.
-Zostawisz mnie wreszcie?!-krzyknął
-Niby czemu mam cię zostawić?!

<Peter?>

poniedziałek, 25 marca 2013

Od Nate'a - CD historii Vitani

YayYayYayYay! Mam watahę! I nie muszę już chodzić po lesie...Yay!
Od razu poszedłem z Vitani do mojej nowej jaskini. Vit (bo skoro się zaprzyjaźniliśmy,pozwoliła mi mówić do siebie po przezwisku od czasu do czasu) szła powoli i spokojnie,widać było że upał jej doskwiera,ale ja (jako że mam żywioł ognia,to ciepło niezbyt mi przeszkadza) i tak hasałem i pytałem się o wszyyyystko po drodze (bo może być magiczne...heloooł). Kiedy doszliśmy już do mojej nowej jaskini, Vitani wyraźnie się ucieszyła, bo jaskinia była w głębi lasu i był w niej miły chłodek. Jaskinia nie była największa,ale zwisały z niej skałki o różnych fascynujących kształtach, więc długo nie chciałem wychodzić z jaskini, bo chciałem się im przyjrzeć. W końcu,po kilku minutach paczania się na skałki,wyszliśmy z jaskini, bo całej watahy to jeszcze nie widziałem. Najpierw Vitani oprowadziła mnie po lesie. Potem poszliśmy na łąkę. Ostatnim miejscem było nasze jeziorko. Oczywiście popatrzyliśmy chwilę na nie,a potem zawróciliśmy. Byliśmy na łące,kiedy Vitani powiedziała:
-Ok,mam nadzieję,że stąd dotrzesz już do jaskini. Ja mam ważne sprawy dotyczące watahy,więc nie mogę ci towarzyszyć.
-Oj proooszę...
-Nie...
-To chociaż popatrz ze mną na zachód słońca...
-Ja...No dobra,to nie powinno zająć zbyt wiele czasu.-Vitani zarumieniła się i lekko uśmiechnęła. Zrobiłem to samo. Usiedliśmy więc i zaczęliśmy patrzeć w pomarańczowe niebo i zachodzące słońce.Kiedy tak patrzyliśmy,patrzyliśmy,i patrzyliśmy,zobaczyłem coś lecącego w naszą stronę. To był orzeł,i gdy już miał nas zadziobać,ja tylko strzeliłem w niego kamyczkiem,ten trafił prosto w głowę i orzeł już leżał martwy. Oskubałem go z piór,nadziałem na spory patyczek i upiekłem ogniem z pyska. Miałem już kolację (oczywiście podzieliłem się z Vitani). Kiedy tak jedliśmy,nie zauważyłem,że słońce już dawno zaszło i patrząc na pozycję księżyca,zbliżała się północ. Chciałem już iść,ale Vitani już dawno zasnęła i nie chciałem zostawiać jej samej,a poza tym byłem objedzony i senny. Zarumieniony,niepewnie położyłem się obok niej. I zasnąłem.
(następny dzień)
Obudziłem się na jakiejś łące...No tak,przecież to łąka mojej nowej watahy. Obok mnie wciąż spała smacznie Vitani. Cicho wstałem, odszedłem trochę, i nazrywałem jej bukiet stokrotek. Chciałem położyć go obok i zmykać,ale Vitani już się obudziła.
-Cześć...Eee...Zasnęłam na łące?
-Tak...Ja też. Eee...To dla ciebie. -powiedziałem,podając Vit bukiet stokrotek.-Taki prezent,za to że mnie przyjęłaś.
-Och...Dziękuję. -powiedziała Vitani,przyjmując stokrotki.

<Vitani,jak reakcja na prezent... .__.>

Od Skayres - CD historii Casey'a


Gdy Casey przeniósł mnie przez próg jaskini, zapomniałam o zazdrości, smutku, cierpieniach, bólu. Poczułam się po prostu szczęśliwa. Basior powoli odłożył mnie na ziemię i usiadł koło mnie.
- Nie wierzę, że to dzieje się na prawdę. - powiedziałe.
- To uwierz. - zaśmiałam się zawieszając mu łapy na szyi i po raz kolejny czule całując.
- Ech... Te udawane pocałunki nijak mają się z tymi. - westchnął oddając całusa. - Dobra... Mamy jakieś 20 min. nim inni przygotują polanę na imprezę. Co robimy?
Chwilę pomyślałam, odgarnęłam włosy, zatrzepotałam rzęsami. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Casey czule mnie objął i podniósł do góry, ja oplatałam swoje przednie łapy wokół jego szyi. Zaczęliśmy się całować i pieścić. Po chwili już leżeliśmy obok siebie z uśmiechem na twarzy. Śmieszył mnie fakt, że z podwójnego ślubu były nici... Susan wyglądała na naprawdę zakochaną w Cas'ie, jednak z drugiej strony to dobrze jej tak. W końcu nadszedł czas imprezy. Oboje wyszykowaliśmy się i wyszliśmy na polanę. Każdy był w dobrym nastroju, a Vitani pewnie cieszyła się z pierwszej prawdziwej pary w watasze.

<Vivi?>

niedziela, 24 marca 2013

Od Vitani - CD historii Nate

Pył ciepły i upalny dzień. Postanowiłam więc pójść nad wodospad się napić. Podeszłam do wodospadu i zaczęłam pić wodę, ale czułam, że coś się na mnie patrzy, jednak nikogo nie widziałam. Zaczęłam łapczywie chlipać wodę, było tak gorąco, że musiałam wypić z 2l tej wody. Usłyszałam coś w krzakach. Rozejrzałam się patrząc głównie na krzak, ale nic tam nie widziałam. Dla pewności rozejrzałam się jeszcze raz, ale dalej nic nie widziałam. Schyliłam się, zaczęłam pić. Byłam pewna, że coś kryje się w krzakach. Szybko odwróciłam głowę i ujrzałam żółtawego basiora. Skradał się od do jeziorka, chyba nie zauważył, że się na niego patrze. Po chwili odwrócił głowę i spojrzał się na mnie. Widać, że miał strach w oczach.
-Hej! Co tu robisz ? - zapytałam
-Ja...ja...nic...przyszedłem się tylko napić - mówił ze strachem
Basior podszedł do jeziorka i zaczął pić wodę, co jakiś czas zerkał na mnie, ale szubko odwracał głowę.
-Jestem Vitani - podałam mu łapę
-Ja jestem Nate... - powiedział obojętnie
-Należysz do jakiejś watahy ? - zapytałam
-Nie, nie należę, a ty ? - powiedział zasmuconym głosem
-Tak, jestem alfą w WP, czyli Watasze Przeznaczenia.
-Mógłbym dojść ?
-Tak, jasne, każdy jest u nas mile widziany.
-Dzięki - powiedział niepewnie
-Chodź pokaże ci twoją nową jaskinię, a potem oprowadzę cię po terenie watahy.
-Okej..
Poszliśmy w stronę nowej jaskini Nate'a. Szłam powoli i spokojnie, było zbyt gorąco jak dla mnie, na szaleństwa, ale Nate'owi upał nie przeszkadzał, biegał i szalał. Doszliśmy już do jaskini. Oprowadziłam Nate'a po całej jaskini, nie była ona największa, ale zawsze coś. Nate'owi spodobała się jaskinia i nie chciał z niej wyjść. Było w niej chłodno, posiedzieliśmy więc trochę w jaskini, ale w końcu wyszliśmy, bo Nate nie widział jeszcze całej watahy.

<Nate?>

Od Casey'a - CD historii Skayres


Gdy usta Skay otwarły się, a z nich wydobyło się cudowne słowo "Tak..." byłem w niebo wzięty. Wadera zabrawszy kwiaty rzuciła mi się na szyję i zaczęliśmy się namiętnie, szczerze całować. Nie to co z Susan... Susan nie ma szans przy Skayres. Nasze czułości przerwała Vitani, która chciała powrócić do ceremonii.
Po oficjalnych sprawach James podbiegł do mojej żony (zajeb*ście brzmi ^_____^) i zaczął na nią groźnie warczeć. Chciałem interweniować, ale wtedy Susan spoliczkowała mnie dość mocno z łzami w oczach.
- Dlaczego mi to robisz?! - krzyknęła. - Debilu zas**ny, jestem w ciąży!
- Idiotko... Nawet nie doszło do stosunku. - zaśmiałem się. - Co jak co, ale Skay miała rację. Mądrością nie grzeszysz.
- Spadaj gdzie twoje miejsce. - dodała uroczo moja partnerka.
- Zamknij mordę! - krzyknął James. Chciałem mu wydrapać wnętrzności, ale Vitani mocno mnie trzymała. - To mnie miałaś poślubić, mnie! ROZUMIESZ?! Ja będę twoim mężem, JA!
Trochę nie pewnie patrzyłam to na obecnego męża, to na niedoszłego. Vitani widząc to zamieszanie razem z Lucasem wyprowadzili wściekłego wilka z terenów watahy, reszta wilków zaczęła nam po kolei gratulować. Później wszyscy się rozeszli. Na polanie zostałem tylko ja, Skay i... Susan. Przeczekała, aż wszyscy pójdą, by na nowo zacząć awanturę.
- To nie sprawiedliwe! - krzyczała dalej. Skayres by zrobić jej na złość podeszła do mnie i cmoknęła mnie w policzek. To wprawiło Susan w wściekłość. - ON JEST MÓJ SZM**O! - warknęła i skoczyła na nieprzygotowaną Skayres. Oczywiście byłem szybki i wadera zamiast wgryźć się w tętnice mojej żony, wgryzła się w mój bok.
- Casey! - usłyszałem krzyk Skay. Susan mocno mnie trzymała, lecz ja kopnąłem ją tylnymi łapami tak, że uderzyła w drzewo tracąc przytomność. Krew leciała mi mocno, ale bardziej przejmowałem się tym, że uderzyłem waderę. - Nic Ci nie jest?
- Nie, ale... Skay ja nie chciałem jej skrzywdzić. Zrobiłem to pod wpływem impulsu uwierz... - szepnąłem wstrząśnięty. - Nigdy w życiu nie uderzyłbym wadery.
- Cas... Spokojnie ja Ci wierzę. Nie chciałeś, ale ona sama się o to prosiła. - w tej chwili przybiegła siostra Susan. Spojrzała na nas z obrzydzeniem, zabrała siostrę i odbiegła.
- To było dziwne. - szepnąłem i zaśmiałem się co sprawiło mi ból.
- Super... Jesteś ranny w dniu ślubu.
- Spokojnie. - przyłożyłem łapy do rany i witakinezą w 3 min. się wyleczyłem. - Widzisz? Już po wszystkim.
- Super... Ale... To przez ten cały czas, gdy ja bałam się że mogę Cię skrzywdzić ty się nie leczyłeś. Czemu?
- Bałem się, że stracę swój urok. - uśmiechnąłem się i szybko wziąłem waderę na przednie łapy. - Pani pozwoli, że pójdziemy do jaskini. - dodałem z jeszcze większym uśmiechem delikatnie ją całując.
Trzymając waderę na przednich łapach wniosłem ją do mojej jaskini (obok nie było nikogo prócz pustej jaskini Skay ^_____^). Przenieść ją przez próg... Ach... To było moje marzenie. Powoli odłożyłem ją na ziemię.
- Nie wierzę, że to dzieje się na prawdę. - powiedziałem.
- To uwierz. - zaśmiała się zawieszając mi łapy na szyi i po raz kolejny czule całując.
- Ech... Te udawane pocałunki nijak mają się z tymi. - westchnąłem oddając całusa. - Dobra... Mamy jakieś 20 min. nim inni przygotują polanę na imprezę. Co robimy?

<Skayres kochanie... Co chcesz robić? :3>

sobota, 23 marca 2013

Nowa para!

Mamy nową parę w watasze! Skayres i Casey są teraz razem! Gratulacje!

Wasza samica alfa,
Vitani

Od Skayres - Cd historii Casey'a


Gdy tylko Casey odpowiedział ''nie'' na mojej twarzy zamalował się wielki, prawdziwy uśmiech. Susan zaczęła czerwienić się ze złości, James patrzał obojętnie. Vitani przestała się cieszyć ze ślubu. Wtedy właśnie to się stało... Casey chwycił mnie w talii, namiętnie pocałował, przytulił. Na to czekałam przez ten cały czas. Kompletnie zapomniałam o Jamesie, wlepiłam spojrzenie w oczy basiora, który właśnie przede mną uklęknął, w łapie trzymał bukiet kwiatów.
- Skayres. Kocham Ciebie i tylko Ciebie. Kochałem Cię od pierwszego wejrzenia, przez te wszystkie kłótnie i aż do tego momentu. Nigdy moja miłość do Ciebie nie przestała istnieć. Po prostu przysłoniła ją zazdrość. Teraz wiem, że wszystko co powiedziałem i robiłem bardzo Cię zraniło. Skayres... Przepraszam Cię... Czy... Wyjdziesz za mnie? - spytał pełen nadziei.
James zaczął szczerzyć kły i mocno się wściekał. Nie zważałam na to. Byłam szczęśliwa. Chwilę zamilczałam. Wzrok wszystkich tu obecnych przeniósł się na mnie.
- Tak... Tak... Tak! - wykrzyknęłam radośnie.
Wzięłam kwiaty i rzuciłam mu się na szyję. Zaczęliśmy się namiętnie całować. To były prawdziwe, pełne miłości pocałunki.
- Ehem...- odkaszlnęła Vitani. - Jeszcze nie teraz... - szepnęła, a my momentalnie odsunęliśmy się od siebie. - A więc, czy ty, Skayres, bierzesz Casey'a za męża?
- Tak...
- A czy ty, Casey'u, bierzesz Skayres za żonę?
- Oczywiście!
- Tak więc wszystko już jasne! - krzyknęła Vivi i wszyscy zaczęli bić brawa.

Wszyscy, oprócz naszych dawnym partnerów. James podbiegł do mnie i zaczął groźnie warczeć, Susan zaś podeszła do Casey'a i ze łzami w oczach spoliczkowała go.
- Dlaczego mi to robisz?! - krzyknęła. - Debilu zas**ny, jestem w ciąży!
- Idiotko... Nawet nie doszło do stosunku. - zaśmiał się. - Co jak co, ale Skay miała rację. Mądrością nie grzeszysz.
- Spadaj gdzie twoje miejsce. - dodałam.
- Zamknij mordę! - krzyknął James. - To mnie miałaś poślubić, mnie! ROZUMIESZ?! Ja będę twoim mężem, JA!
Trochę nie pewnie patrzyłam to na obecnego męża, to na niedoszłego. Vitani widząc to zamieszanie razem z Lucasem wyprowadzili wściekłego wilka z terenów watahy, reszta wilków zaczęła nam po kolei gratulować. Później wszyscy się rozeszli. Na polanie zostałam tylko ja, Casey i... Susan. Przeczekała, aż wszyscy pójdą, by na nowo zacząć awanturę.
- To nie sprawiedliwe! - krzyczała dalej.
Ja robiąc jej na złość zbliżyłam się do męża (yay!) i pocałowałam go w policzek.

<Cas?>

Od Casey'a - CD historii Skayres


Uf... Dzisiaj dzień ślubu. Susan wybiegła wcześnie rano, bo powiedziała, że nie mogę zobaczyć jej sukni ślubnej. Kochana jest przesądna, ale co tam... Kocham ją. Myślałem, że Skay się rozmyśli, ale ona zaparcie dążyła do ślubu. Z każdą minutą czułem się coraz słabiej. Właśnie układałem futro, gdy do jaskini weszła Skayres. Chciała mi "niby" pogratulować, ale nie wierzyłem jej tylko wygoniłem. Gdy wyszła znów zrobiło mi się przykro więc poszedłem za nią. Niezdara się potknęła, a ja nie mogłem pozwolić na to, by się wygłupiła w dniu ślubu. Trzymając ją w objęciach i patrząc w te oczy... Znów czułem się jak pod tym drzewem. Puściłem waderę, a ta się otrzepała.
- Eee...Może... Może idź już sobie... Niezdara... - szepnąłem. Wilczyca poszła, a właściwie wbiegła do swojej jaskini.

~do ceremonii~

Wszyscy siedzieli w kamiennych ławkach. Pięknie wystrojeni i w ogóle. Ja z Jamesem staliśmy przy alfie, przy ołtarzu. Basior cieszył się jak nikt inny. W końcu spomiędzy łuku zrobionego z samych róż wyszła Susan i... Skayres. Dzisiaj ta druga przebiła urodą moją partnerkę. Susan również bardzo się cieszyła, ale... Ale Skay? Chyba niezbyt. Uśmiechała się, ale jakoś tak smętnie.
- Panie i panowie... - zaczęła Vitani. - Zebraliśmy się tutaj, by połączyć węzłem małżeńskim dwie zakochane w sobie pary, Skayres i Jamesa oraz Susan i Casey'a. Jeżeli ktoś ma coś przeciwko, niech wstanie.
Wszyscy siedzieli.
- Dobrze. A więc, Susan, czy chcesz wziąć Casey'a za męża? - spytała.
- Tak! - krzyknęła wadera bez zastanowienia.
- A czy ty, Skayres, chcesz wziąć Jamesa za męża?
- T... Ta... Tak. - wyjąkała niepewnie.
- A czy ty, Casey'u, chcesz wziąć Susan za żonę? - zatkało mnie. Wszystkie spojrzenia na mnie. Obojętne spojrzenie Jamesa, szalone i radosne spojrzenie Susi oraz... Smutne i pełne obaw spojrzenie Skay.
- Nie. - powiedziałem, a wszyscy westchnęli w szoku.
- Casey... Miałeś powiedzieć "Tak". - szepnęła z wymuszonym uśmiechem Susi, za to Skay miała teraz prawdziwy uśmiech.
- Nie? Jesteś pewien? - zapytała również radosna Vitani, której ten ślub się nie podobał.
- Jestem pewien. - w tej chwili pewnie chwyciłem w talii niczego nieświadomą Skay oraz równie pewnym ruchem przyciągnąłem ją do siebie z czułością całując. Po pocałunku puściłem zdezorientowaną waderę i uklęknąłem przed nią. Nie wiem, kto, ale ktoś wyczarował mi w łapie piękny bukiet kwiatów. Uniosłem go przed siebie w geście podarunku. - Skayres. Kocham Ciebie i tylko Ciebie. Kochałem Cię od pierwszego wejrzenia, przez te wszystkie kłótnie i aż do tego momentu. Nigdy moja miłość do Ciebie nie przestała istnieć. Po prostu przysłoniła ją zazdrość. Teraz wiem, że wszystko co powiedziałem i robiłem bardzo Cię zraniło. Skayres... Przepraszam Cię... Czy... Wyjdziesz za mnie? - zapytałem ze szczerymi łzami w oczach. Wadera zaczęła się niespokojnie rozglądać, ale ja nie traciłem nadziei. James zaczął groźnie warczeć oraz pokazywać kły.

<Skayres. Wyjdziesz za mnie? ^___^>

Od Skayres - CD historii Casey'a


Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Susan w ciąży? Nie, to na pewno nie jest prawda. Gdy tylko przyszedł James, przyszła i ona. Od razu zrobiło mi się nie dobrze.
- Słuchaj Skay... Będzie podwójny ślub! - zawołał szczęśliwy, a mi i Casey'owi szczeny opadły.
- Kto się żeni? - zapytałam.
- My! - zawołała wesoło Susi. Ona i James chyba się polubili -.-
- Naprawdę? To cudownie! - zawołał Cas znów zaczynając się całować. - To cudownie prawda Skayres? W tym samym dniu. O tej samej porze się żenimy! - uśmiechnął się szarmancko.
- Jestem wprost wniebowzięta! - krzyknęłam i uwiesiłam się Jamesowi na szyi, po czym skierowałam się do Susan. - Ale moje szczęście nie może równać się z twoim...
- Słucham? - spytała.
- Po ślubie będziesz pewna, że żadna inna nie odbierze Ci Casey'a, co teraz jest bardzo możliwe. - zaśmiałam się wrednie.
- Chcesz w ryj?!
- Nie, ale tobie by się to przydało. Ktoś by Ci go wreszcie naprostował. - ponownie się zaśmiałam.
I tak oto dzień w dzień, praktycznie cały czas ja i Casey wraz z Susan konkurowaliśmy ze sobą, co chwila były coraz lepsze akcje.

~w dniu ślubu, wcześnie rano~

Wreszcie nastał dzień ślubu. Nie byłam specjalnie rada. Liczyłam na to, że Casey będzie błagał mnie na kolanach, bym nie wychodziła za mąż, a tu się okazało, że sam się żeni. Ale cóż, James też nie jest taki zły. Obudziłam się wcześnie rano i zaczęłam przygotowania. Umyłam się, zjadłam śniadanie, zaczęłam żuć liść mięty dla świeżego oddechu, przeczesałam włosy. Postanowiłam zajrzeć jeszcze do jaskini obok sprawdzić, czy ten cały ślub Susan to prawda. Weszłam więc do jaskini, gdzie zastałam samego Casey'a. Również się szykował. Gdy mnie tylko zobaczył, nieco się zdziwił.
- A ty tu po co? - fuknął.
- Przyszłam tylko złożyć Ci gratulacje... - powiedziałam. - Przy innych wilkach tego nie zrobię.
- Bardzo śmieszne. Możesz już iść.
- Pewnie, że pójdę. - odparłam.
Skierowałam się do wyjścia i jeszcze raz wpatrując się w basiora ruszyłam przed siebie. Jak na złość, łapa mi się podwinęła i prawie, że wyrżnęłabym orła, gdyby nie Cas. Po chwili poczułam, że trzyma mnie w ramionach i zrozumiałam, co się właśnie stało. Otrząsnęłam się. Oboje spojrzeliśmy sobie prosto w oczy, a ja, mocno się rumieniąc, wstałam i otrzepałam się.
- Eee...Może... Może idź już sobie... Niezdara... - szepnął.
Bez słowa wyszłam i wbiegłam do swojej jaskini. Wtuliłam się w Jamesa i zaczęłam płakać, a ten obudził się. Spytał mnie, co się stało. Wytłumaczyłam, że się stresuję... Nie powiedziałabym mu prawdy.

~3 godziny później, na terenie głównym~

Gdy wszyscy członkowie watahy zebrali się już na terenie głównym Watahy Przeznaczenia, James i Casey ustawili się koło ołtarza, przed Vitani. Ja i Susan powolnym krokiem zaczęłyśmy zmierzać ku nim. Wadera miała na twarzy ogromny uśmiech, ja nie byłam zachwycona. Gdy już obie doszłyśmy na miejsce, ustawiłyśmy się naprzeciwko swoich partnerów.
- Panie i panowie... - zaczęła Vitani. - Zebraliśmy się tutaj, by połączyć węzłem małżeńskim dwie zakochane w sobie pary, Skayres i Jamesa oraz Susan i Casey'a. Jeżeli ktoś ma coś przeciwko, niech wstanie.
Wszyscy siedzieli.
- Dobrze. A więc, Susan, czy chcesz wziąć Casey'a za męża? - spytała.
- Tak! - krzyknęła wadera bez zastanowienia.
- A czy ty, Skayres, chcesz wziąć Jamesa za męża?
- T... Ta... Tak. - wyjąkałam niepewnie.
- A czy ty, Casey'u, chcesz wziąć Susan za żonę?

<Casey?>

Od Casey'a - CD historii Skayres


Ten cały Hamej, James, Szejs, Szajs (to ostatnie najbardziej pasuje :3) to niezły typ. Widać, że mamusia kultury nie nauczyła. Ten cały ich ślub wydawał mi się ściemą, ale nawet gdyby była to prawda to i tak bym nie przyszedł. Po tym jak basior sobie poszedł przyszła moja kicia mówiąc, że ma pierwsze objawy ciąży (potem powiem o co chodzi). Skay zaczęła ją obrażać, lecz ja stanąłem w obronie radząc by zajęła się swoim oblechem.
- Wiesz co? Nie mam zamiaru tu z nią siedzieć. Chodź, idziemy, skarbie. - mruknęła Susi.
- Ja jeszcze tu posiedzę. Chciałbym się napić.
- Dobrze. Tęsknie! - krzyknęła. - Mrrrau! - i jak zawsze z dumą odeszła.
- Spragniony tak? Po tym jak wypiłeś 2l wody? - zadrwiła wadera.
- No wiesz... - powiedziałem z błyskiem w oku. - Susan to zmysłowa i bardzo napalona wadera. Ona wie jak zaspokoić basiora. Robić TO z nią jest równie zakosztowaniu Ambrozji. - zamarzyłem się po czym dodałem. - James z tobą nigdy tego nie zazna. - wilczyca, aż poczerwieniała z wściekłości.
- Skąd możesz wiedzieć jak to jest ze mną?
- Przestań... To widać. - odparłem maczając łapę i zalotnie (specjalnie) poprawiając sobie grzywkę odrzucając głowę do tyłu.
- E-e-e... Może i ta twoja wadera jest dobra w łóżku, ale rozum ma jak orzeszek. - wydukała w końcu ONA.
- Gdybyś wiedziała kim ona jest.... Z jakiego rodu pochodzi zmieniłabyś zdanie.
- Niby z jakiego?
- Susan pochodzi z rodu (to jest tłumaczenie tych objawów "ciąży" wilków miłości dlatego jest taka piękna, śliczna, urocza (wymieniałem tak)... Do tego ma żywioł miłości co sprawia, że zaraz po stosunku czuje objawy, by wiedzieć czy jest w ciąży. Płód u wilka miłości rośnie szybciej niż u przeciętnej wilczycy... Takiej jak ty. - moja dawna znajoma zaniemówiła chyba nareszcie wierząc, że Susan jest w ciąży, a ja z tryumfem na twarzy podszedłem do drzewa i oparłem się o nie.
Tamta nic nie mówiła tylko patrzyła w wodę. Po ok. 30 min. przybiegła moja kotka z... Jamesem! Co on kur*a z nią robi?
- Odwal się od niej! - warknąłem odpychając go od Susi. - Nic Ci nie zrobił? Jesteś cała? - zapytałem. Susan tylko pokręciła głową na boku. Pocałowałem ją na "dobry wieczór" po czym ona oplotła swoje ciało wokół mojego, a ja wokół jej. Zaczęliśmy się namiętnie całować... W między czasie gładziłem ją łapami po długich i miękkich włosach.
- E-em... - przerwała Skayres.
- Przepraszam... Susan jest tak cudowna, że trudno się oprzeć. - dodałem jeszcze raz ją całując.
- Mrrr.... - moja partnerka zaczęła mruczeć. Skay chciała pocałować Jamesa, ale on teraz nie chciał x'D Zamiast tego przemówił.
- Słuchaj Skay... Będzie podwójny ślub! - zawołał szczęśliwy, a mi i Skayres szczeny opadły.
- Kto się żeni? - zapytała.
- My! - zawołała wesoło Susi. Ona i James chyba się polubili -.-
- Naprawdę? To cudownie! - zawołałem znów zaczynając się całować. - To cudownie prawda Skayres? W tym samym dniu. O tej samej porze się żenimy! - uśmiechnąłem się szarmancko.

<Skay, cudnie prawda ^^?>

Od Skayres - CD historii Casey'a


Czułam się zazdrosna, gdy Casey chciał mieć z Susan szczeniaki, jednak pewna część mnie doskonale wiedziała, że tego nie zrobi. Czułam również, że Cas specjalnie to powiedział, bo również poczuł się zazdrosny... Po tym, jak ta zołza dołączyła do watahy, przeszłam się - ty razem sama - nad wodospad. Tam napiłam się orzeźwiającej wody, a chwilę po tym przyszedł tutaj basior, który kiedyś był moim przyjacielem.
- O... Cześć. - powiedział powoli nachylając się nad wodą.
- Cześć. - odparłam również zaczynając pić. - I co? Susi w ciąży? - zapytałam ironicznie. Szczerze, to ten fakt mnie śmieszył.
- A co Cię to obchodzi? - fuknął.
- Po co ja pytam... Wszystko słyszałam. "Och... Casey mocniej, mocniej". - zaśmiałam się wrednie. - Wiedziałam, że jest łatwa, ale żeby tak.
- Ech... Mogłabyś się zająć czymś innym niż nas podsłuchiwać. A jak tam u Ciebie i...
- Jamesa.
- (...) i Jamesa? Też słyszałem co nieco. - przewrócił oczami.
- Cóż... - machnęłam ogonem. - James jest niezwykle romantyczny. Oh, potrafi o mnie zadbać, a do tego przy nim czuję się niezwykle szczęśliwa. I jak wspaniale całuje... - zaczęłam marzyć.
- Ta, ta, już skończ. - przerwał mi.
- Zazdrosny? - uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Chyba śnisz.
- W moim śnie nie byłoby dla Ciebie miejsca.
Po tej krótkiej wymianie słów znów zamilkliśmy. Poczułam się niezręcznie i zaczęłam maczać łapką w wodzie, wrzucać do niej małe kamyczki. Casey zaś co chwila schylał się, by zaczerpnąć łyka wody. Po chwili przyszedł tutaj mój obecny partner i znienacka mnie objął, ja zaśmiałam się i namiętnie go pocałowałam. Basior zaczął całować mnie po szyi. Oboje nie zważaliśmy na Casey'a, który miał minę, jakby chciał zwymiotować.
- I co, kotek, zgodziła się? - spytałam, kierując się do Jamesa.
- Jasne. Vitani powiedziała, że odbędzie się za tydzień lub za dwa. - odparł.
- Ale co? - przerwał nam Cas.
- A, zapomniałam Ci powiedzieć. - ponownie uśmiechnęłam się tajemniczo, odeszłam od mojego partnera i stanęłam naprzeciwko coraz bardziej zazdrosnego basiora. - Jesteś zaproszony na nasz ślub... Odbędzie się on za tydzień, na terenie głównym.
- Ślub, powiadasz? - szczęka mu opadła. - Nie sądzicie, że to zbyt szybka decyzja?
- A tobie coś nie pasuje? - fuknął Jamesik.
- Dla miłości nigdy nie jest za wcześnie. - zachichotałam.
- Pójdę zaprosić resztę gości. - powiedział basior i odszedł.

Gdy odchodził, ja długo wpatrywałam się w niego i trzepotałam rzęsami, od czasu do czasu wołając ''będę tęsknić''. Może to i głupie, ale cóż... Muszę udoskonalić mój plan. Znów zostałam tylko ja z moim dawnym przyjacielem. Tym razem odwróciłam się od niego tyłem. Po chwili na polanie - jak na złość - pojawiła się Susan. Nie miałam ochoty patrzeć, jak się obściskują, podsłuchiwałam więc ich rozmowę.
- Słońce! - krzyknęła wadera. - Chyba mam pierwsze objawy ciąży!
Jak wypaliła z tym tekstem, ja wprost wybuchłam śmiechem.
- Sus, Susi, czy jak Cię on tam zwie... - zaczęłam ocierając łzy ze śmiechu - Kochana, po tym czasie to możesz odczuwać jedynie chęć zwymiotowania po współżyciu z nim. - po tych słowach Cas skarcił mnie wzrokiem.
- Bardzo zabawne, wiesz! - krzyknęła.
- No przecież się śmieje. - zachichotałam. - Casey, co jak co, ale twoja ''naj'' partnerka mądrością nie grzeszy.
- Odwal się od niej, dobrze? - powiedział. - Zajmij się tym swoim oblechem.
- James jest przystojny. - warknęłam.
- Wiesz co? Nie mam zamiaru tu z nią siedzieć. Chodź, idziemy, skarbie. - mruknęła.
- Ja jeszcze tu posiedzę. Chciałbym się napić.
- Dobrze. Tęsknie! - krzyknęła. - Mrrrau! - i dumna z siebie odeszła.

Ponownie zostaliśmy sami, chociaż powód, dlaczego Casey z nią nie poszedł musiał być inny. Spragniony? Przed chwilą pochłonął dwa litry wody...

<Casey?>

Od Casey'a -CD historii Skayres


Po kłótni z Skayres pospacerowałem z Susi po terenach watahy. Smutno mi było, że skrzywdziłem moją przyjaciółkę, ale cóż... Cokolwiek mną kierowało wtedy, teraz sobie poszło i gdy tylko ona wróci wszystko jej powiem. Susan chciała pójść na łąkę podziwiać naturę więc tak też zrobiliśmy. Na łące zerwałem kilka kwiatów i zrobiłem z nich wianek, by przystroić głowę mojej ukochanej. Potem zaczęliśmy się ganiać, staczać z górek i inne takie. Na łonie natury spędziliśmy cały dzień i noc.

~nazajutrz~

Upolowałem mojej ukochanej Susi orła. Podpiekłem i natarłem malinami.
- Oh, Cas... Ty to masz talent do gotowania. - powiedziała wadera po skończonym posiłku.
Z pełnymi brzuchami położyliśmy się na trawie w blasku ciepłego słońca. Objąłem moją partnerkę ramieniem i zacząłem całować. Po łapce, ramieniu, szyi, uszku i aż dotarłem do ust. Potem ona zrobiła mi malinkę ma karku... Dość sporo malinek. Gdy teraz ja jej robiłem przyszła Skay z jakimś starym osiłkiem.
Położyli się niedaleko nas i również zaczęli się całować i słodzić sobie. W końcu nie wytrzymałem (czyżby zazdrość) i powiedziałem do Susi głośno, by Skay też usłyszała.
- Susi... Mam pytanie. - w tej chwili głowa Skay zwróciła się w naszym kierunku.
- Słucham Cas... - na słowo Cas, Skayres zjeżyła się delikatnie sierść. Do tej pory tylko ona mi tak mówiła.
- Czy ty... Chciałabyś mieć szczeniaki. - zamruczałem GŁOŚNO.
- Och... Casi oczywiście, że tak! Czekałam, aż mnie o to zapytasz! - odKRZYKNĘŁA, a Skayres szczena opadła xd.
- A może jeszcze... Zapytamy Vivi czy przyjmie Cię do watahy? - Skay o mało zawału nie dostała. W tym czasie jej chyba partner całował jej brzuch.
- Na-naprawdę tego chcesz? - zapytała ze łzami szczęścia w oczach.
- Oczywiście... Jesteś jedyną osobą, którą kocham tak jak ty. - powiedziałem łapiąc ją delikatnie w talii, przyciągając do siebie i BAAARDZO namiętnie całując. Zaczęliśmy się całować, przytulać, pieścić itp. Skay tylko na nas patrzyła z niedowierzeniem, a jej partner ją przytulał.
- Chodź. Zasługujesz na królewskie traktowanie. - dodałem po chwili biorąc Susi na grzbiet. Zaniosłem ją, aż do Vivi.

~po dołączeniu do watahy~

Vitani zgodziła się przyjąć moją ukochaną. Widziałem jak Skay i ten basior wchodzą do jaskini. On również miał ją na grzbiecie. Zerżnął to ode mnie, ale i tak czułem się okropnie zazdrosny. Skayres widziała mój wzrok i z tryumfem weszła do siebie całując basiora. My również weszliśmy. Znów zaczęliśmy się pieścić, a Susi specjalnie wydawała odgłosy jakbyśmy no... robili... szczeniaki.
- Och... Tak... Casey jesteś boski. - powtarzała wzdychając. Po kilku godzinach wyszedłem z jaskini by się przejść. Susan poszła spać.
Zawędrowałem, aż nad wodospad i tam... Spotkałem Skay.
- O... Cześć. - powiedziałem powoli nachylając się nad wodą.
- Cześć. - odparła również zaczynając pić. - I co? Susi w ciąży? - zapytała ironicznie.
- A co Cię to obchodzi? - i znów to coś mnie zaczęło kontrolować.
- Po co ja pytam... Wszystko słyszałam. "Och... Casey mocniej, mocniej". - zaśmiała się wrednie. - Wiedziałam, że jest łatwa, ale żeby tak.
- Ech... Mogłabyś się zająć czymś innym niż nas podsłuchiwać. A jak tam u Ciebie i...
- Jamesa.
- (...) i Jamesa? Też słyszałem co nieco.

<Skayres ^^>

Od Skayres - CD historii Casey'a



Oczywiście, przez moje zachowanie zaczęła się kłótnia. Casey na chwilę wyprosił Susan z jaskini, zostaliśmy sami. Starałam się unikać kontaktu wzrokowego i nie dawać oznak zazdrości. Było to jednak dosyć trudne. W końcu zaczęłam się stresować i od czasu do czasu rumienić.
- Skayres słuchaj... Lubię cię, ale jeżeli dalej będziesz wtrącać się do nas to koniec. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego. - warknął, czego jeszcze u niego nie widziałam. - Zostawisz nasz związek? Mój i Susan? Inaczej nie wiem... Odejdę z watahy i tyle się będziemy znać. - dorzucił.
Chwilę milczeliśmy. Zagryzłam wargi, powstrzymywałam się od płaczu. Po woli przemyślałam wszystkie słowa Casey'a. Zabolały mnie... Mocno zabolały.
- A wiesz co? - zaczęłam. - Tak chyba będzie najlepiej.
- Słucham?
- Słyszałeś. - westchnęłam. - Przeklinam dzień, w którym Cię poznałam.
Po tych krótkich słowach nie zważając na nic, wybiegłam z jaskini specjalnie trącając Susan. Skierowałam się nad wodospad, by wypłakać się w spokoju. Nim dotarłam, usłyszałam jeszcze słowa tej wrednej wadery ''zrobiłeś to, co słuszne''. Gdy już dotarłam nad wodospad, bez zastanowienia wskoczyłam do wody i dopłynęłam do w połowie zanurzonego głazu. Oparłam na nim głowę, zaczęłam płakać. Zresztą... Co ja sobie myślałam? Tak po prostu odejdę z watahy, dołączę do nowej i będę traktowana jak księżniczka, a do tego zyskam partnera? Zamiast tego mam słone łzy i cierpienie. Miałam szansę... Zmarnowałam ją. Muszę zrozumieć, że moje miejsce jest na stanowisku omegi. Tak było, jest i będzie. Nikt tak wspaniały jak Lucas, czy może nawet Casey mnie nie zechce. Nagle zauważyłam dwa wilki idące w stronę jeziora. Jak na złość, był to Cas i ta jego zołza... Dlaczego? Czemu nie mogła to być np. Vitani? Chciałam odpłynąć, jednak kusiło mnie, by jeszcze chwilę zostać. Widziałam, jak wadera przewraca go na plecy, całuje, jak się śmieją, przytulają, obściskują. Nie wytrzymałam. Odpłynęłam dalej.

~poza terenami watahy~

Nim się spostrzegłam, już dawno nie byłam na terenach Watahy Przeznaczenia. Zauważyłam brzeg. Wyszłam z wody, otrzepałam się, poprawiłam włosy. Położyłam się przy brzegu i dalej płakałam, cicho szlochałam. W tym momencie życie straciło dla mnie jakikolwiek sens. Wtedy właśnie usłyszałam głos:
- A cóż to taka piękna wilczyca robi na takim pustkowiu?
Był to głos męski. Odwróciłam się. Moim oczom ukazał się bardzo przystojny basior o czarnym jak smoła odcieniu sierści, przeplatanym odcieniem brązu. Miał cudowne, błyszczące, koloru morskiego oczy. Wyglądał dokładnie tak:




Podszedł do mnie z taką gracją i otarł mi łzy. Miał zdecydowane ruchy i pewną siebie postawę. Uśmiechnął się do mnie i pogłaskał mnie po głowie. Dokładnie tego teraz mi było trzeba.
- Jak masz na imię? - spytałam.
- Jestem James. - przedstawił się. - A jak brzmi twoje imię?
- Skayres.
- Cudownie. - odparł i pocałował moją łapę, jak prawdziwy dżentelmen, po czym się zarumieniłam. - Czemóż to płakałaś?
- Ja chyba straciłam właśnie przyjaciela. - wytłumaczyłam.
- Nie smuć się. Straciłaś kolegę, ale zyskałaś mnie.
James z uśmiechem pogłaskał mnie po policzku i czule przytulił. Wpadł mi do głowy pewien pomysł. Skoro Casey jest z tą swoją Susan, ja będę z Jamesem. Skoro on wywołał we mnie zazdrość, ja również to zrobię.
- Ale... -westchnęłam. - Czy ja na pewno mogę Ci ufać?
- A czy niebo jest niebieskie? Czy słońce jutro zabłyśnie na niebie? Czy twe oczy świecą jak tysiące gwiazd? - powiedział. - Skoro odpowiedź na te wszystkie pytania brzmi ''tak'', odpowiedź na twoje pytanie jest taka sama.
- Jesteś uroczy. - zaczęłam mu słodzić. - Wybierzesz się ze mną na spacer?
- Oczywiście. - przytaknął. - Będę zaszczycony.

Resztę dnia, aż do wieczora spędziliśmy razem. Poznaliśmy się, pożartowaliśmy, poopowiadaliśmy sobie przeróżne rzeczy. Tyle czasu mi wystarczy. Teraz czas zdobyć partnera... Gdy leżeliśmy na polanie i obserwowaliśmy gwiazdy, ja zbliżyłam się do basiora. Położyłam głowę na jego torsie, zaczęłam zalotnie machać ogonem i cicho mruczeć. Jamesowi widocznie się to podobało, gdyż nawet uśmiechnął się i począł mnie głaskać. Po chwili pieszczot zbliżyłam się jeszcze bardziej i oboje popatrzyliśmy sobie w oczy. W końcu nasze wargi się zbliżyły i nastał pocałunek. Plan się udał...
- Skay? Jesteśmy parą? - spytał James.
- Uznaj to jako odpowiedź. - powiedziałam i namiętnie go pocałowałam.

~następny dzień, rano~

Razem usnęliśmy na polanie. Gdy się obudziłam, miałam przed sobą gotowe jedzenie i James zaprosił mnie do wspólnego śniadania. Oczywiście zgodziłam się i razem zjedliśmy.
- Słońce, mam prośbę. - zaczęłam. - Widzisz, ja należę do Watahy Przeznaczenia. Chciałabym, żebyś się tam ze mną wybrał.
- Zrobię, o co tylko poprosisz.

~Na terenach Watahy Przeznaczenia~

Gdy już byliśmy na terenach watahy, do której należę zaczęłam się rozglądać i szukać Casey'a. Razem z Jamesem wybrałam się nad wodospad, ale tam ich nie było. Później pokazałam basiorowi swoją jaskinię i ukradkiem zajrzałam do jaskini Cas'a. Następnie ruszyliśmy na polanę i tam właśnie zauważyłam danego wilka z tą swoją Susan. Oboje, wtuleni w siebie podziwiali naturę. Ja, razem z moim nowym ''partnerem'' usiadłam dwa metry od nich. Specjalnie odkaszlnęłam, by Cas zwrócił na mnie uwagę. Gdy już na nas spojrzał, ja odwróciłam się w stronę Jamesa, przewróciłam go na plecy i położyłam się koło niego, namiętnie go całując i obejmując. Zaczęłam delikatnie gryźć jego ucho i szeptać mu różne rzeczy. Oboje sobie słodziliśmy, patrzeliśmy sobie w oczy i uśmiechaliśmy się. W końcu Casey...

<Casey? Dokończ szybko ^^>

Od Casey'a - CD historii Skayres


Skayres była na "spacerze" w środku nocy. Nie wierze jej w to, ale cóż... To moja koleżanka. Nie chcę stracić jej zaufania. Postanowiłem wrócić do siebie. Około 3:00 w nocy przyszła do mnie zapłakana Susi. Powiedziała, że pokłóciła się z siostrą o mnie (jej siostra to ta druga medyczka... Laski się o mnie biją :3) i ta wyrzuciła ją z jaskini.
- Mogę u Ciebie zanocować? - zapytała. Nie musiała z resztą pytać. Oczywiście, że się zgodziłem.

~nazajutrz~

Susi obudziła mnie wcześnie mówiąc, że jest głodna. Miała ochotę na niedźwiedzia dlatego nie polowała sama. Z chęcią jej pomogłem. Po spożyciu posiłku wróciliśmy do mnie. Tam wadera zaczęła mnie namiętnie całować. Nie miałem sił i najchętniej bym odmówił, ale coś kazało mi odwzajemniać te całusy. Z czasem wyszło na to, że ja leżałem na ziemi, a Susan stała nade mną, zalotnie machając ogonem i delikatnie mnie całując. Jej głębokie szmaragdowe oczy otoczone wachlarzem długich rzęs były magiczne... Mógłbym w nie patrzeć godzinami. Nagle kątek oka zauważyłem Skay... Teraz przegięła.
- Skay? - odepchnąłem delikatnie Susan od siebie, wstałem - Co ty tu robisz?
- Bo... Em... Vitani kazała mi...- mówiła wolno coraz bardziej się rumieniąc. - Aaa... O, sprawdzić, czy wszyscy są w jaskiniach.
- Na prawdę? - spytała Susan. - Może pójdziemy ją zapytać, czy rzeczywiście tak było?
- Nie! - krzyknęła Skayres. - Znaczy się... Bo ona teraz poszła zapolować.
- Ach tak... A ja akurat jestem głodny. - powiedziałem.
- To idziemy zapolować? - zachęciła Susan.
- Tak kotku. - powiedziałem całując ją i zwinnie omijając Skayres.
- Casey zaczekaj! Mieliśmy iść na spacer pamiętasz? - krzyknęła Skay.
- Pamiętam... Ale nie przypominam sobie mowy o tym, że miałaś nas podglądać.
- Ale ja was nie podglądałam!
- Susan zostaw nas na chwilę samych okey?
- Jasne kotek. - mruknęła i odeszła.
- Twoja chora zazdrość robi się wkurzająca! - skarciłem Skay.
- Nie-jestem-ZAZDROSNA! - warknęła.
- To po co do cholery nas obserwowałaś? Czemu wczoraj po randce spotkałem akurat Ciebie, a nie np. Vivi?
- Nie moja wina, że na siebie wpadamy!
- Skayres słuchaj... Lubię Cię, ale jeżeli dalej będziesz wtrącać się do nas to koniec. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego. - warknąłem chodź wcale nie chciałem. - Zostawisz nasz związek? Mój i Susan? Inaczej nw... Odejdę z watahy i tyle się będziemy znać. - dorzuciłem. Moje usta same wypowiedziały te wszystkie perfidne słowa. Nie chciałem odchodzić... Dla Skay mógłbym zerwać z Susan. Z oka poleciała mi łza.

<Skayres, szybciutko dokończ :3>

Od Skayres - CD historii Casey'a

Kiedy wreszcie przyszła Susan, ja niby sobie poszłam. Czemu niby? A no temu, że nie mogłam się oprzeć pokusie, by ich trochę po podglądać. Fakt, że było ciemno tylko ułatwił mi zadanie. Weszłam więc w krzaki i z zaciekawieniem patrzyłam, jak jedzą kolację. Czułam się trochę dziwnie, ale nie mam pojęcia jak to opisać. Później, jak razem pływali od razu przypomniał mi się moment, jak zabłądziliśmy i bawiliśmy się w jeziorze. Z uśmiechem dalej patrzyłam, jak przebiegała randka kolegi. Później, tak, jak pokazywałam Casey'owi, basior objął Susan i oboje wtulili się w siebie. I nagle znów to dziwne uczucie... Czy to zazdrość? Pfff... Nie jestem zazdrosna. Dziwnym sposobem poczułam to samo ciepło, jakie czułam, gdy Cas obejmował mnie. A później? Ten ich pocałunek... I uśmiech od razu znikł mi z twarzy. Uroniłam łzę, kolejną, jeszcze jedną... Każdą szybko ocierałam. Kiedy już miałam wracać, usłyszałam, że Susan wraca do domu, a Casey ma ją odprowadzić. Spacerkiem więc ruszyłam przed siebie, skierowałam się w stronę jaskini. Opuściłam głowę, zamyśliłam się. Wtedy usłyszałam głos... Głos Cas'a.
- Co tu robisz? - spytał zdziwiony.
- O... Em... Hej... - jąkałam. - Ja się... ten, no... Wybrałam na spacer. 
- Serio? - spytał ironicznie. - Wcale nas nie podglądałaś?
- Ja? Miałam Cię szpiegować? - zaśmiałam się. - Po co mi patrzeć, jak bawicie się w wodzie, czy się całujecie... 
- Skay? 
- Co? 
- Nie mówiłem, że pływaliśmy, czy się całowaliśmy... Skąd o tym wiesz? - zachichotał. 
- Aaaaa... Heh... Zgadywałam. - zarumieniłam się. 
- Oj już przestań, przyznaj się. - dalej mnie podpuszczał. 
- Do czego mam się przyznawać? Koleżance nie wierzysz? 
- Już niech Ci będzie. - uśmiechnął się. 

Razem wróciliśmy na tereny watahy. Nasze jaskinie dziwnym trafem stoją koło siebie, więc praktycznie cały czas rozmawialiśmy o tej randce i innych rzeczach. Nie wiem, czemu, ale basior ani razu nie wspomniał o pocałunku, dzięki czemu nie odczuwałam tej... No dobra, zazdrości. 
- Przyjdziesz po mnie jutro? - spytałam kiedy już staliśmy przed swoimi jaskiniami.
- Po Ciebie? W jakim sensie? 
- No, że przyjdziesz do mnie i razem pójdziemy na polowanie i w ogóle. - wytłumaczyłam.
- Jasne. Na razie. - odparł.
- Pa. - uśmiechnęłam się.
Położyłam się na swoim mchu i zasnęłam.

~następnego dnia~

Obudziłam się dość wcześnie. Wstałam, zaczęłam żuć liść mięty dla świeżego oddechu, przeczesałam włosy. Nagle zza ściany zaczęłam słyszeć głosy... Był to głos Casey'a i kogoś jeszcze. Zazdrość znów mnie opanowała i chciałam sprawdzić, kto to. Jednak... Tak nie wypada... 
- To sytuacja wyjątkowa... Tylko ten jeden raz... Muszę... - szeptałam.
W końcu wyszłam i bez pukania, pewnym krokiem weszłam do jaskini basiora. A tam? Ta wytapetowana lala, Susan, stała nad nim, zalotnie machała ogonem, trzepotała tymi swoimi nienaturalnie długimi rzęsami i całowała Cas'a... A on? Zapatrzony w jej oczyska odwzajemniał pocałunki. Byłam wściekła i smutna zarazem. Miałam ochotę ją rozerwać na kawałki i rzucić jej szczątki sępom na obiad.
- Skay? - spytał Casey i delikatnie odepchnął od siebie waderę, po czym wstał i otrzepał się. - Co ty tu robisz? 
Zaczęłam się jąkać i rumienić. Susan patrzyła na mnie z tajemniczym uśmiechem, mówiącym ''zazdrosna? On jest mój!'' 
- Bo... Em... Vitani kazała mi...- mówiłam wolno. - Aaa... O, sprawdzić, czy wszyscy są w jaskiniach. - odgarnęłam włosy. 
- Na prawdę? - spytała Susan takim wrednym głosem. - Może pójdziemy ją zapytać, czy rzeczywiście tak było?
- Nie! - krzyknęłam. - Znaczy się... Bo ona teraz poszła zapolować. 
Casey patrzył na mnie z uniesioną brwią, a ja mało co nie spaliłam się ze wstydu.

<Casey? Dokończ szybko :3>