Oczywiście, przez moje zachowanie zaczęła się kłótnia. Casey na chwilę wyprosił Susan z jaskini, zostaliśmy sami. Starałam się unikać kontaktu wzrokowego i nie dawać oznak zazdrości. Było to jednak dosyć trudne. W końcu zaczęłam się stresować i od czasu do czasu rumienić.
- Skayres słuchaj... Lubię cię, ale jeżeli dalej będziesz wtrącać się do nas to koniec. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego. - warknął, czego jeszcze u niego nie widziałam. - Zostawisz nasz związek? Mój i Susan? Inaczej nie wiem... Odejdę z watahy i tyle się będziemy znać. - dorzucił.
Chwilę milczeliśmy. Zagryzłam wargi, powstrzymywałam się od płaczu. Po woli przemyślałam wszystkie słowa Casey'a. Zabolały mnie... Mocno zabolały.
- A wiesz co? - zaczęłam. - Tak chyba będzie najlepiej.
- Słucham?
- Słyszałeś. - westchnęłam. - Przeklinam dzień, w którym Cię poznałam.
Po tych krótkich słowach nie zważając na nic, wybiegłam z jaskini specjalnie trącając Susan. Skierowałam się nad wodospad, by wypłakać się w spokoju. Nim dotarłam, usłyszałam jeszcze słowa tej wrednej wadery ''zrobiłeś to, co słuszne''. Gdy już dotarłam nad wodospad, bez zastanowienia wskoczyłam do wody i dopłynęłam do w połowie zanurzonego głazu. Oparłam na nim głowę, zaczęłam płakać. Zresztą... Co ja sobie myślałam? Tak po prostu odejdę z watahy, dołączę do nowej i będę traktowana jak księżniczka, a do tego zyskam partnera? Zamiast tego mam słone łzy i cierpienie. Miałam szansę... Zmarnowałam ją. Muszę zrozumieć, że moje miejsce jest na stanowisku omegi. Tak było, jest i będzie. Nikt tak wspaniały jak Lucas, czy może nawet Casey mnie nie zechce. Nagle zauważyłam dwa wilki idące w stronę jeziora. Jak na złość, był to Cas i ta jego zołza... Dlaczego? Czemu nie mogła to być np. Vitani? Chciałam odpłynąć, jednak kusiło mnie, by jeszcze chwilę zostać. Widziałam, jak wadera przewraca go na plecy, całuje, jak się śmieją, przytulają, obściskują. Nie wytrzymałam. Odpłynęłam dalej.
~poza terenami watahy~
Nim się spostrzegłam, już dawno nie byłam na terenach Watahy Przeznaczenia. Zauważyłam brzeg. Wyszłam z wody, otrzepałam się, poprawiłam włosy. Położyłam się przy brzegu i dalej płakałam, cicho szlochałam. W tym momencie życie straciło dla mnie jakikolwiek sens. Wtedy właśnie usłyszałam głos:
- A cóż to taka piękna wilczyca robi na takim pustkowiu?
Był to głos męski. Odwróciłam się. Moim oczom ukazał się bardzo przystojny basior o czarnym jak smoła odcieniu sierści, przeplatanym odcieniem brązu. Miał cudowne, błyszczące, koloru morskiego oczy. Wyglądał dokładnie tak:
Podszedł do mnie z taką gracją i otarł mi łzy. Miał zdecydowane ruchy i pewną siebie postawę. Uśmiechnął się do mnie i pogłaskał mnie po głowie. Dokładnie tego teraz mi było trzeba.
- Jak masz na imię? - spytałam.
- Jestem James. - przedstawił się. - A jak brzmi twoje imię?
- Skayres.
- Cudownie. - odparł i pocałował moją łapę, jak prawdziwy dżentelmen, po czym się zarumieniłam. - Czemóż to płakałaś?
- Ja chyba straciłam właśnie przyjaciela. - wytłumaczyłam.
- Nie smuć się. Straciłaś kolegę, ale zyskałaś mnie.
James z uśmiechem pogłaskał mnie po policzku i czule przytulił. Wpadł mi do głowy pewien pomysł. Skoro Casey jest z tą swoją Susan, ja będę z Jamesem. Skoro on wywołał we mnie zazdrość, ja również to zrobię.
- Ale... -westchnęłam. - Czy ja na pewno mogę Ci ufać?
- A czy niebo jest niebieskie? Czy słońce jutro zabłyśnie na niebie? Czy twe oczy świecą jak tysiące gwiazd? - powiedział. - Skoro odpowiedź na te wszystkie pytania brzmi ''tak'', odpowiedź na twoje pytanie jest taka sama.
- Jesteś uroczy. - zaczęłam mu słodzić. - Wybierzesz się ze mną na spacer?
- Oczywiście. - przytaknął. - Będę zaszczycony.
Resztę dnia, aż do wieczora spędziliśmy razem. Poznaliśmy się, pożartowaliśmy, poopowiadaliśmy sobie przeróżne rzeczy. Tyle czasu mi wystarczy. Teraz czas zdobyć partnera... Gdy leżeliśmy na polanie i obserwowaliśmy gwiazdy, ja zbliżyłam się do basiora. Położyłam głowę na jego torsie, zaczęłam zalotnie machać ogonem i cicho mruczeć. Jamesowi widocznie się to podobało, gdyż nawet uśmiechnął się i począł mnie głaskać. Po chwili pieszczot zbliżyłam się jeszcze bardziej i oboje popatrzyliśmy sobie w oczy. W końcu nasze wargi się zbliżyły i nastał pocałunek. Plan się udał...
- Skay? Jesteśmy parą? - spytał James.
- Uznaj to jako odpowiedź. - powiedziałam i namiętnie go pocałowałam.
~następny dzień, rano~
Razem usnęliśmy na polanie. Gdy się obudziłam, miałam przed sobą gotowe jedzenie i James zaprosił mnie do wspólnego śniadania. Oczywiście zgodziłam się i razem zjedliśmy.
- Słońce, mam prośbę. - zaczęłam. - Widzisz, ja należę do Watahy Przeznaczenia. Chciałabym, żebyś się tam ze mną wybrał.
- Zrobię, o co tylko poprosisz.
~Na terenach Watahy Przeznaczenia~
Gdy już byliśmy na terenach watahy, do której należę zaczęłam się rozglądać i szukać Casey'a. Razem z Jamesem wybrałam się nad wodospad, ale tam ich nie było. Później pokazałam basiorowi swoją jaskinię i ukradkiem zajrzałam do jaskini Cas'a. Następnie ruszyliśmy na polanę i tam właśnie zauważyłam danego wilka z tą swoją Susan. Oboje, wtuleni w siebie podziwiali naturę. Ja, razem z moim nowym ''partnerem'' usiadłam dwa metry od nich. Specjalnie odkaszlnęłam, by Cas zwrócił na mnie uwagę. Gdy już na nas spojrzał, ja odwróciłam się w stronę Jamesa, przewróciłam go na plecy i położyłam się koło niego, namiętnie go całując i obejmując. Zaczęłam delikatnie gryźć jego ucho i szeptać mu różne rzeczy. Oboje sobie słodziliśmy, patrzeliśmy sobie w oczy i uśmiechaliśmy się. W końcu Casey...
<Casey? Dokończ szybko ^^>