niedziela, 24 marca 2013
Od Casey'a - CD historii Skayres
Gdy usta Skay otwarły się, a z nich wydobyło się cudowne słowo "Tak..." byłem w niebo wzięty. Wadera zabrawszy kwiaty rzuciła mi się na szyję i zaczęliśmy się namiętnie, szczerze całować. Nie to co z Susan... Susan nie ma szans przy Skayres. Nasze czułości przerwała Vitani, która chciała powrócić do ceremonii.
Po oficjalnych sprawach James podbiegł do mojej żony (zajeb*ście brzmi ^_____^) i zaczął na nią groźnie warczeć. Chciałem interweniować, ale wtedy Susan spoliczkowała mnie dość mocno z łzami w oczach.
- Dlaczego mi to robisz?! - krzyknęła. - Debilu zas**ny, jestem w ciąży!
- Idiotko... Nawet nie doszło do stosunku. - zaśmiałem się. - Co jak co, ale Skay miała rację. Mądrością nie grzeszysz.
- Spadaj gdzie twoje miejsce. - dodała uroczo moja partnerka.
- Zamknij mordę! - krzyknął James. Chciałem mu wydrapać wnętrzności, ale Vitani mocno mnie trzymała. - To mnie miałaś poślubić, mnie! ROZUMIESZ?! Ja będę twoim mężem, JA!
Trochę nie pewnie patrzyłam to na obecnego męża, to na niedoszłego. Vitani widząc to zamieszanie razem z Lucasem wyprowadzili wściekłego wilka z terenów watahy, reszta wilków zaczęła nam po kolei gratulować. Później wszyscy się rozeszli. Na polanie zostałem tylko ja, Skay i... Susan. Przeczekała, aż wszyscy pójdą, by na nowo zacząć awanturę.
- To nie sprawiedliwe! - krzyczała dalej. Skayres by zrobić jej na złość podeszła do mnie i cmoknęła mnie w policzek. To wprawiło Susan w wściekłość. - ON JEST MÓJ SZM**O! - warknęła i skoczyła na nieprzygotowaną Skayres. Oczywiście byłem szybki i wadera zamiast wgryźć się w tętnice mojej żony, wgryzła się w mój bok.
- Casey! - usłyszałem krzyk Skay. Susan mocno mnie trzymała, lecz ja kopnąłem ją tylnymi łapami tak, że uderzyła w drzewo tracąc przytomność. Krew leciała mi mocno, ale bardziej przejmowałem się tym, że uderzyłem waderę. - Nic Ci nie jest?
- Nie, ale... Skay ja nie chciałem jej skrzywdzić. Zrobiłem to pod wpływem impulsu uwierz... - szepnąłem wstrząśnięty. - Nigdy w życiu nie uderzyłbym wadery.
- Cas... Spokojnie ja Ci wierzę. Nie chciałeś, ale ona sama się o to prosiła. - w tej chwili przybiegła siostra Susan. Spojrzała na nas z obrzydzeniem, zabrała siostrę i odbiegła.
- To było dziwne. - szepnąłem i zaśmiałem się co sprawiło mi ból.
- Super... Jesteś ranny w dniu ślubu.
- Spokojnie. - przyłożyłem łapy do rany i witakinezą w 3 min. się wyleczyłem. - Widzisz? Już po wszystkim.
- Super... Ale... To przez ten cały czas, gdy ja bałam się że mogę Cię skrzywdzić ty się nie leczyłeś. Czemu?
- Bałem się, że stracę swój urok. - uśmiechnąłem się i szybko wziąłem waderę na przednie łapy. - Pani pozwoli, że pójdziemy do jaskini. - dodałem z jeszcze większym uśmiechem delikatnie ją całując.
Trzymając waderę na przednich łapach wniosłem ją do mojej jaskini (obok nie było nikogo prócz pustej jaskini Skay ^_____^). Przenieść ją przez próg... Ach... To było moje marzenie. Powoli odłożyłem ją na ziemię.
- Nie wierzę, że to dzieje się na prawdę. - powiedziałem.
- To uwierz. - zaśmiała się zawieszając mi łapy na szyi i po raz kolejny czule całując.
- Ech... Te udawane pocałunki nijak mają się z tymi. - westchnąłem oddając całusa. - Dobra... Mamy jakieś 20 min. nim inni przygotują polanę na imprezę. Co robimy?
<Skayres kochanie... Co chcesz robić? :3>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz