sobota, 16 marca 2013

Od Skayres - Cd Casey'a


Było mi trochę głupio, bo nie dość, że zaczyna się ściemniać, Casey jest ranny, to jeszcze zaprowadziłam nas nie wiadomo gdzie. Zgubiliśmy się i taka prawda. Na szczęście znaleźliśmy nie wielkie jeziorko i złowiliśmy wiele ryb. Później poszłam poszukać trochę drewna by zrobić ognisko. Udałam się więc do lasu i zaczęłam łamać konary. Przy tej robocie nie wiadomo czemu, po głowie wciąż chodziła mi tak magiczna chwila, kiedy to razem z Casey'em leżeliśmy pod drzewem i prawie, że nie doszło do pocałunku. Oczywiście stchórzyłam i zadałam mu jakieś pytanie. Gdy uzbierałam wystarczającą ilość drewna, wróciłam do basiora, który miał nienajlepsze zadanie do wykonania, położyłam konary na ziemi i podpaliłam.
- Też masz żywioł ognia? - spytał Casey rozrywając kolejną rybę.
- Yhym... Ty też masz?
- Tak. Pomożesz mi w tym rybach? - zaproponował.
Po chwili namysłu się zgodziłam, jednak z niesmakiem. W życiu tylko raz wykonywałam taką robotę i na prawdę mi się nie podobała. Później moje futro strasznie śmierdziało, a fakt, że miałam wiele do zrobienia w krótkim czasie nie pozwalał mi się umyć, więc śmierdziałam kilka dni. Gdy rozerwałam pierwszą rybę jeden kawałek jelita przykleił mi się do pazura. Natychmiast zaczęłam panicznie machać łapą tak, że mięso wylądowało na głowie basiora. Oboje się zaśmialiśmy.

Gdy wszystkie ryby były wypatroszone opłukaliśmy je w stawie, nadzialiśmy na patyki i daliśmy nad ogień. Trochę trwało zanim się zrobiły, ale było warto... Mięso smakowało wybornie. Nim się obejrzeliśmy, był już wieczór. Postanowiłam, że obmyję się z tych ryb i położę się spać. Gdy tylko zjadłam, ruszyłam w stronę jeziorka i weszłam do wody szyję. Zaczęłam nurkować, pływać w tą i w tamtą stronę. Później zaczęłam zbierać z dna kamyczki i wrzucałam je do wody, robiąc plusk. Podczas trwania mej epickiej zabawy zapomniałam o Casey'u. Gdy miałam już wychodzić z wody, odwróciłam się i o mało co nie dostałam zawału, bo przede mną stał owy basior. Po chwili obydwoje się roześmialiśmy.
- Casey, ty wariacie! - krzyknęłam (z uśmiechem).
- Długo nie wychodziłaś i pomyślałem, że się utopiłaś.
- Utopię to ja zaraz Ciebie! - i już miałam go ochlapać, kiedy przypomniałam sobie o czymś. - Cas, a twoje rany?
- Już nie szczypią, nie martw się. - uspokoił mnie. - A i jeszcze jedno...Cas? Co to w ogóle ma być? - zaśmiał się.
- Oj, no taki mały skrócik. Aha, miałam coś zrobić...
- Co?
- To! - krzyknęłam i ochlapałam go.
Już po chwili oboje pluskaliśmy się w wodzie. Co chwila ''podtapialiśmy'' się nawzajem i wyskakiwaliśmy znienacka strasząc drugiego wilka... Jednym słowem czas upłynął wspaniale. Gdy niebo zasłoniło się gwiazdami, wyszliśmy z wody i wróciliśmy do miejsca, gdzie jedliśmy ryby. Tam zapaliłam ognisko i położyłam się koło niego.
- Dobranoc. - szepnęłam.

<Casey?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz