poniedziałek, 11 marca 2013

Od Skayres - CD Casey'a

Podczas gdy do jaskini Casey'a przyszły owe medyczki, on patrzył się na nie z takim lekkim uśmiechem, że aż zrobiłam się...zazdrosna? Nie, ja nigdy nie jestem zazdrosna. Jednak musiałam coś zrobić, więc niby przypadkowo odkaszlnęłam i basior spojrzał się na mnie. Potem wadery kazały wszystkim wyjść. Tak też zrobiłyśmy.

~wieczorem~

Zabieg się skończył. Wadery wyszły i oznajmiły, że gdyby się coś działo mamy po nie przyjść. Oczywiście Vitani i Lucas najzwyczajniej w świecie poszli do siebie, ja jednak po prostu musiałam zajrzeć do Casey'a. Weszłam więc na paluszkach, by go nie zbudzić. Wyglądał teraz o niebo lepiej, niż rano. Dziewczyny na prawdę się spisały. Z wielkich i groźnych ran zostały tylko małe i śmieszne ranki. Podeszłam do basiora i pogłaskałam go po łapie. Czułam, że powinnam zostać z nim w jaskini. Oparłam się więc o ścianę i przyszykowałam do snu.
- Dobranoc, Casey...- szepnęłam i zamknęłam oczy.

~następnego dnia, rano~

Obudził mnie głośny pisk. Otworzyłam oczy. Na początku nie wiedziałam, co tu robię, ale po chwili wszystko sobie przypomniałam.
- Dzień dobry Skayres. - powiedział basior wstając na cztery łapy. Robił postępy, jednak jeszcze się chwiał.
- Dzień dobry... Proszę. Mów mi Skay. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Okey, a więc Skay... Gdzie ja jestem i czemu tu spałaś? - spytał.
- Więc rozmawiałam z Vitani i zgodziła się, byś tu dołączył. To twoja nowa jaskinia. - oznajmiłam.
- A odpowiesz na moje drugie pytanie?
- Tak, jasne, oczy...oczywiście. - jąknęłam. - Bo...bo..em...Ponieważ lekarka poprosiła mnie, bym została z tobą w razie czego...- wymyśliłam na poczekaniu.
- Pewnie nie wygodnie Ci tu było, co nie?
- Coś ty...- wstałam i przeciągnęłam się. - Było bardzo wygodnie.
- Skoro mówisz, że mogę zostać w tej watasze, to może mnie oprowadzisz? - zaproponował.
- Ale...Heh...Ja nie jestem alfą. - odparłam.
- Oprowadzając mnie odciążysz Vitani z obowiązków. Co ty na to?
- W sumie to...Dobrze, czemu nie?
- Świetnie.
Pomogłam Casey'owi wyjść z jaskini. Szłam blisko niego, na wypadek, gdyby stracił równowagę. Sama nie wiedziałam zbyt dokładnie, gdzie znajduje się na przykład spiżarnia, ale starałam się objaśnić co gdzie jest. Na samym początku pokazałam mu las, później łąkę i wodospad. Przy tym ostatnim zatrzymaliśmy się i położyliśmy się przy brzegu. Schyliłam głowę i napiłam się, a potem z nudów wytworzyłam kilka baniek i po kolei wszystkie przebijałam. Basior leżał spokojnie i patrzył się co robię, przez co czułam się trochę niezręcznie. W końcu uśmiechnęłam się tajemniczo i wzięłam z dna jeziora dwa dość duże kamyczki, potem wrzuciłam je do wody z powrotem robiąc wielki plusk i ochlapując Casey'a.
- Tak pogrywasz? - zaśmiał się i również mnie ochlapał, po chwili jednak złapał się za łapę i zacisnął wargi.
- Przepraszam...- powiedziałam. - Zapomniałam, że jesteś ranny.
- Nie, nic się nie stało.
- Wiesz, może chodźmy w inne miejsce, na przykład na polanę, co? - zaproponowałam.
- Dobrze, chodźmy.
Wstałam, otrzepałam się i skierowałam się w stronę polany, ponownie zapominając o obecnym stanie Casey'a. Basior jednak się nie upomniał i wstał samodzielnie. Wtedy odwróciłam się i zauważyłam, że traci równowagę.
- Uważaj! - krzyknęłam i szybko podbiegłam do niego.
Casey upadł prosto na mnie i oboje *wtuleni w siebie* sturlaliśmy się z górki i zatrzymaliśmy się dopiero pod jakimś drzewem. Chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Poczułam się nagle tak...magicznie. Chciałam się już do niego zbliżyć, pocałować...Jednak przerwał nas głos Lucasa.
- Oooo, gołąbeczki! - krzyknął ze śmiechem.
Szybko wstałam z basiora, następnie mogłam mu wstać. Oboje trochę się zarumieniliśmy.
- Nie, to nie tak...- odparł Casey.
- My wcale...
- Oj, nie tłumaczcie się już.

<Casey?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz