czwartek, 21 marca 2013
Od Skayres - Cd historii Casey'a
Dziwnie się poczułam, gdy Casey stwierdził, że jest tylko moim przyjacielem. Z jednej strony byłam szczęśliwa, a z drugiej powstrzymywałam się od płaczu. W końcu spytałam go, gdzie był tyle czasu, pod pretekstem, że Vitani się o niego martwiła.
- Aha.... Wczoraj cały dzień spędziłem z Susan. - odparł, ale...Któż to do *holery jest ta Susan?! - Ach... Ona dopiero wie jak sprawić, by basior czuł się jak w raju. Potem całą noc przygotowywałem miejsce na naszą dzisiejszą randkę. - rozmarzył się.
- Zaraz, zaraz... Jaka Susan? - zapytałam.
- A wiesz... Pamiętasz tamtą sexy medyczkę? Ponętna brunetka... Spotkałem ją i dzisiaj idziemy na randkę. Tylko wiesz.... Niezbyt wiem co dziewczyny lubią. Mogłabyś mi pomóc, czy wiesz... Czułabyś się niekomfortowo? - uśmiechnął się tajemniczo.
Tutaj mnie zaskoczył. Dobrze pamiętam tamtą medyczkę i pamiętam, jak Cas się na nią patrzył. Ale... Co mi tam? Przecież ja żyję tylko dla Lucasa. A miło będzie popatrzyć na szczęście przyjaciela.
- Ja? Pfff... Chyba żartujesz! - zaśmiałam się i machnęłam ogonem. - Oczywiście, że Ci pomogę. Zobaczysz, że dzięki mnie niedługo będzie świetną parą.
- Na pewno...? Twoja pomoc przydałaby mi się, ale bez Ciebie też sobie poradzę... - dalej mnie podpuszczał.
- Na pewno! - krzyknęłam.
- Dobrze, a więc przygotowałem już kamienny stół i krzesła. - uśmiechnął się. - Stoją w romantycznym miejscu poza terenami watahy. Pokazać Ci?
- No ba... Jasne.
Oboje więc poszliśmy w dane miejsce. Muszę przyznać, że było tu na prawdę uroczo. Na drzewach kwitły już piękne kwiaty, obok było nie duże jeziorko, do tego stół stał w samym środku polany otoczonej krzewami i kwiatami. Basior podszedł do zarośli i wyjął z niej dwa zające, które pewnie wcześniej upolował, po czym położył je na stole. Ciekawie, czy dla mnie też by coś takiego przygotował... Zaraz, co ja gadam?! Miałam pomóc mu poderwać Susan, a nie się nad sobą rozczulać.
- No, całkiem nieźle. - przyznałam.
- Spodoba jej się? - spytał z nadzieją w oczach.
- Tak... - przytaknęłam. - Ale to nie wszystko.
- Nie?
- Nie.
Tak więc z uśmiechem zaczęłam planować wszystkie dekoracje. Oboje zgodziliśmy się, że fajnie by było, gdybyśmy dookoła jeziora rozsypali kwiaty. Udaliśmy się przed siebie szukać kolorowych darów natury, i choć na polanie było ich pełno, nie zrywaliśmy ich stamtąd, by nie popsuć atmosfery. Kilka minut później w pysku nieśliśmy już tony niezwykłej urody, kolorowych kwiatów, czarujących samym swym zapachem. Basior, trochę nie pewnie, podsunął mi swoje kwiaty pod nos i poprosił, bym stwierdziła, czy jego znaleziska wystarczająco ładnie pachną. Następnie ''ogrodziliśmy'' nimi jezioro, co dość długo zeszło, gdyż musieliśmy co chwila latać po nowe kwiatki. Następnie pozbieraliśmy owoce leśne, głównie jagody, i poprzystrajaliśmy nimi zające, by wyglądały smaczniej. Przy tej robocie aż ślinka mi ciekła, jednak powstrzymałam się od jedzenia. Nim się obejrzeliśmy, był już wieczór. Z uśmiechem na twarzy usiadłam koło jeziora i zaczęłam podziwiać naszą pracę. Po chwili podszedł do mnie Casey.
- Skay... - zaczął.
- Tak?
- I jak sądzisz? Będzie zadowolona? - spytał.
- Wiesz... Nie jestem pewna. Nie znam jej, nie wiem co lubi. - odparłam i spuściłam z niego wzrok.
- A tobie?
- Co mi?
- Tobie się podoba? - zaskoczył mnie tym pytaniem.
- No jasne. Mi wystarczyłby wieczorny spacer po lesie, a to? - uśmiechnęłam się. - To jest po prostu marzenie każdej wadery. Ale...
- Co znowu...? - westchnął.
- Tyle nie wystarczy. Jeśli chcesz ją poderwać, musisz oczarować ją swoim uroczym śmiechem, pewnymi ruchami, pełnym wyrazu spojrzeniem. - zaczęłam marzyć. - Na pewno spodoba jej się, jeśli obejmiesz ją i wyszeptasz jej do ucha miłe słowa, mógłbyś delikatnie pogłaskać ją po policzku, pogłaskać po głowie. Powiedz jej, jak bardzo jest dla Ciebie ważna i...
- Skay...- przerwał mi. - Tyle informacji mi chyba wystarczy. - zaśmiał się.
- Przepraszam... - otrząsnęłam się.
- Am... A może mogłabyś zamiast mówić, co mógłbym zrobić, pokazać mi jak mam to zrobić? - zaproponował.
Chwilę się zastanowiłam i ukrywając rumieniec, którym się właśnie oblałam, odgarnęłam włosy i podeszłam bliżej basiora.
- No cóż... Chyba mogłabym. - powiedziałam i usiadłam przed Casey'em. - Gdy już zjecie, obejmij ją, o tak... - wzięłam przednie łapy basiora i położyłam je na swoich biodrach, tworząc w ten sposób ''romantyczną pozę'', chociaż, jak twierdził Cas, nic między nami nie było. Ja jednak... Chyba czułam jakieś iskierki, zwłaszcza w tym momencie. - (...) pozwól jej położyć głowę na ramieniu, zacznij lekko ją kołysać, szeptać jej do ucha...
- Co mam szeptać?
- No wiesz... - zaśmiałam się. - Jak bardzo jest dla Ciebie ważna. A potem... - odwróciłam się. - (...) gdy zacznie trzepotać do Ciebie, rzęsami, tak jak ja, machnij zalotnie ogonem.
- O tak? - spytał i zrobił to, o co prosiłam.
- Tak, właśnie tak. - uśmiechnęłam się. - Wilczyce to lubią... To takie...Hm... Urocze. A na czym to ja... A tak. Później możesz złapać ją za łapki... - powiedziałam, a Cas robił wszystko, o czym mówiłam. - (...) i gdy będziesz już gotowy, spójrz głęboko w jej oczy i...
- Pocałować ją?
- Heh... Tak, dokładnie o to chodzi. - chwilę zamilczałam. - Wiesz, chyba już starczy moich lekcji. Z resztą... I bez nich sobie poradzisz. Zaraz przyjdzie tu Susan, i to nią powinieneś się zająć. Ja już może...
pójdę. - starałam się unikać kontaktu wzrokowego.
<Casey?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz