Vitani poprosiła, bym wyszła z nią na chwilę z jaskini Lucasa. Oczywiście się zgodziłam. Tam zapytała mnie o coś...wstydliwego. Mianowicie - czy podoba mi się Lucas. Trochę się zarumieniłam.
- Nie, no coś ty... - odparłam z uśmiechem.
- Skay...Ja widzę.
- Vitani, przecież...
Nie zdążyłam dokończyć, kiedy usłyszałyśmy strzał. Ale skąd? Obie jak najszybciej pobiegłyśmy do lasu. Kątem oka ujrzałam tam dwóch ludzi, jednak gdy nas zobaczyli szybko uciekli. Zdawało się, że nie narobili szkód. Jednak po chwili obie zauważyłyśmy basiora leżącego w kałuży krwi obok ciała martwej wadery.
- Skayres patrz! - krzyknęła Vitani.
- Vitani... Czy... Czy on ją zabił? - spytałam z lekkim przerażeniem.
- Nie... To... Zobacz... On ją obejmuje... Matko jedyna... Widziałaś tych ludzi? Ona musiała być jego partnerką, a oni ją zabili. - jąkała samica alfa.
- Nie tylko ją... On jest cały w dziurach...- podeszłam do niego niepewnie.
- Do zobaczenia... Nicole. - usłyszałam szept basiora.
Oczywiście razem z pomocą Vitani wzięłyśmy basiora na grzbiet i zaniosłyśmy do najbliższej jaskini. Ułożyłyśmy go na mchu. Wadera powiedziała, że idzie mu coś upolować, ja więc zostałam sama. Nie wiedziałam co zrobić - nie byłam medykiem. Miałam jednak żywioł wody, wyssałam więc ją z trawy rosnącej przed jaskinią i obmyłam rany. Krew wciąż leciała, nie wiedziałam jak ją zatamować. Po chili przyszedł tutaj Lucas i powiedział, że Vitani opowiedziała mu o wszystkim. Miał ze sobą bandaże. Opatrzył basiora i usiadł koło mnie. Wilk miał otwarte oczy. Nic jednak nie mówił, tylko zwijał się z bólu.
- Hej...- szepnęłam i niepewnie pogłaskałam go po głowie. - Jak masz na imię?
- Casey...- odparł i spojrzał się na mnie, potem na Lucasa. - A ty?
- Jestem Skayres, to jest Lucas. - przedstawiłam nas. - Bardzo Cię boli?
Casey przytaknął.
- Pójdę może pomóc Vitani. - oznajmił Lucas i wyszedł z jaskini.
Ja troszkę niepewnie położyłam się koło rannego basiora. Otarłam mu krew, którą miał na twarzy, zaczęłam trzymać jego łapę i szeptałam mu różne rzeczy na pocieszenie.
- Gdzie my tak w ogóle jesteśmy? - spytał po jakimś czasie.
- Na terenie Watahy Przeznaczenia. Wadera, która poszła Ci coś upolować to Vitani, samica alfa. - wytłumaczyłam.
- A Nicole? Ona nie żyje, prawda? - otarł łzę.
- Przykro mi...Wiem co czujesz.
- Też straciłaś drugą połówkę?
- Prawie...straciłam matkę. - westchnęłam. - Mam nadzieję, że razem z Nicole nad nami czuwają. - uśmiechnęłam się.
- Mogę Cię o coś poprosić? - spytał po chwili milczenia.
- Oczywiście, proś o co chcesz.
- Bo ja...Znaczy...Nie, to trochę głupie. - jąkał.
- Mi możesz powiedzieć.
- Nie...Nie, na pewno się nie zgodzisz. - zaśmiał się, chyba pierwszy raz od tego zdarzenia. - Ale mam też drugie pytanie.
- Jakie? - spytałam.
- Czy mogę dołączyć do watahy?
- Cóż...Nie jestem alfą, ale jestem pewna, że Vitani się zgodzi.
Szkoda mi się zrobiło Casey'a. Musiał cierpieć. Rany wyglądały groźnie, chociaż basior nie narzekał. Czyżby chciał ukryć ból? Tylko skąd my teraz weźmiemy medyka? Vitani i Lucasa nie było już jakiś czas. Ciekawie, na co oni polują tak długo.
- Skay...- odezwał się Casey. - Mogłabyś...mnie...
- No co takiego?
- Przytulić? - spytał mocno ściszonym głosem.
- Przytulić?
- No bo...Brakuje mi teraz Nicole, a...A taki przytulas mógłby mnie rozweselić.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Casey był teraz ranny, chciałabym, by był szczęśliwy, ale czy to na pewno dobry pomysł? Popatrzyłam się na ścianę, na sufit, na basiora...
- No dobrze. - przytaknęłam.
Przybliżyłam się do basiora. Wtuliłam się delikatnie w jego tors. Po chwili na twarzy Casey'a zamalował się uśmiech. Wtedy do jaskini Vitani i Lucas przytaszczyli dużego, tłustego dzika. Szybko oddaliliśmy się od siebie udając, że nic się nie stało.
- Nooo, już myślałam, ze o nas zapomnieliście. - uśmiechnęłam się.
- O was?
- Eeee...O nim. - poprawiłam się.
- To dla mnie? - spytał Casey.
- Tak. Zaraz przyjdzie tutaj medyk z sąsiedniej watahy, więc się nie martw. - wyjaśnił Lucas.
<Casey?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz